sobota, 14 lipca 2018

#83: Spójrz mi w oczy, Audrey ( Sophie Kinsella) - recenzja


[ NOTATKI DO RECENZJI Z MAJA 2017]

Witajcie! Jedna noc. Tylko tyle wystarczyło, bym zaczęła i skończyła tę niesamowicie, okrutnie wciągającą książkę. Zarwałam noc, ale nie żałuję, bo „ Spójrz mi w oczy, Audrey” to naprawdę dobra powieść. Nie spodziewałam się też, że książka, która według opisu miała być romansem, spowoduje, że znienawidzę zawód matki. Ale po kolei.

Oryginalny tytuł: Finding Audrey
Polski tytuł: Spójrz mi w oczy, Audrey
Autor: Sophie Kinsella
Tłumacz: Maciej Potulny
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 320


Spójrz mi w oczy, Audrey” to powieść o dziewczynie, której mózg podpowiada, że wszystko, co nieznane oznacza zagrożenie. By nie łapać z nikim kontaktu wzrokowego, nosi czarne okulary i nigdy ich nie zdejmuje.
To powieść o dziewczynie, która musi odnaleźć siebie, podejmując walkę z samą sobą, z własnym chorym mózgiem i lękami, które nie pozwalają jej żyć normalnie.

To książka, która intryguje i skłania do rozmyślań nad tym, jak wiele trudów jesteśmy w stanie pokonać, by wreszcie przestać poddawać się temu, co nas powstrzymuje.
Historia Audrey jest w pewnym sensie tajemnicza. Od samego początku wiemy o chorobie, z jaką zmaga się nastolatka, ale nie znamy jej przyczyny. To jest największa niewiadoma tej powieści, nad którą rozmyślałam przez długi, długi czas. Prawdopodobnie powodem skrzywienia Audrey, jej strachu przed nieznanymi ludźmi było znęcanie się nad nią przez koleżanki ze szkoły. Niestety, szczegółów możemy się tylko domyślać. Według Audrey nie są one ważne, ale uwierzcie, że nic mnie tak nigdy nie nurtowało, jak odpowiedź na pytanie: Od czego to wszystko się zaczęło?

Tak jak mówiłam, streszczenie na okładce zapowiadało romans, ale prawda jest taka, że jest on tylko jednym z wielu poruszanych w książce wątków. I to nawet nie jednym z ważniejszych. Jasne, związek z Linusem pchnął Audrey do życiowych zmian, ale żałuję, że w późniejszych częściach powieści był on kontynuowany z taką pobłażliwością. Miałam szczerą nadzieję, że odegra on zdecydowanie większą rolę. Niestety, moja wewnętrzna niepoprawna romantyczka nie została usatysfakcjonowana.
Właśnie, romans między Audrey i Linusem; cały czas miałam wrażenie, że już ten schemat gdzieś widziałam- chora dziewczyna poznaje chłopaka, który uwalnia ją z jej lęków i obaw, i pokazuje dobrą stronę życia. Brzmi znajomo, nieprawdaż?

"Zdaje się, że ja też doszłam do wniosku, że całe życie polega na tym, by wspinać się, a potem spadać i znowu się podnosić. I nieważne, że czasami jesteś w dołku. Liczy się to, żeby cały czas zmierzać mniej więcej do góry. Zawsze trzeba mieć nadzieję, że tak będzie. Mniej więcej do góry." 

Audrey jest ciekawą postacią, choć nie wiem do końca, co o niej sądzić. Z jednej strony mogę śmiało przyznać, że ją lubiłam, ponieważ byłam w stanie wczuć się w jej sytuację oraz zrozumieć jej zachowanie w niektórych sytuacjach. Sama dobrze znam smak strachu przed nękaniem. Może nigdy nie byłam w takiej sytuacji jak ona, nigdy nie bałam się świata za drzwiami mojego domu, a przynajmniej nie do tego stopnia. Jednakże, muszę przyznać, że były momenty, kiedy mnie strasznie irytowała i miałam ochotę przeniknąć przez kartki książki, żeby porządnie nią potrząsnąć. No dobrze, nie będę się tak nad Audrey pastwić. W końcu została mi do oceny jej mama!

Ta kobieta była nie do zniesienia! Jeśli ktokolwiek z was kiedykolwiek pomyślał, że jego rodzice są niesprawiedliwi i szaleni, powinniście poznać mamę Audrey, Felixa i Franka- panią Turner. Potrzebujecie wyjaśnienia dlaczego uważam ją za najgorszą matkę wszech czasów, a przynajmniej jedną z tych, których kompletnie nie jestem w stanie zrozumieć? Powodem większości problemów jest fakt, że pani Turner bierze wiedzę o tym jak wychować dzieci, co jest dla nich dobre, a co nie, z gazety „ Daily Mail”. Wierzy dosłownie we wszystko, co jest tam napisane, a każdą najgłupszą radę traktuje jak świętość. Chyba nie muszę mówić, że zachowanie mamy Audrey nie ułatwiało życia jej córce.

Nie wiem, dlaczego zmieniono tytuł z „ Finding Audrey” na „ Spójrz mi w oczy, Audrey”. Oczywiście, polski tytuł też ma sens w kontekście fabuły, ale uważam, że oryginalny jest dużo bardziej adekwatny. Nie chodziło o to, by Audrey spojrzała Linusowi, czy komukolwiek innemu w oczy. Książka mówi o ponownym poznawaniu siebie, uwalnianiu się z choroby i wynikających z przeżyć urojeń, o ponownej komunikacji ze światem. Dlatego właśnie uważam, że „ Szukając Audrey” byłoby lepszym tytułem. No ale cóż, nic się nie da zmienić...

Podsumowując, książka ta zdecydowanie zasługuje na uwagę. Polecam ją wam z czystym sumieniem i mam nadzieję, że już niedługo uda mi się ją zakupić i przeczytać w oryginale.

OCENA: 9/10



2 komentarze:

  1. Zainteresowałaś mnie tą recenzją, by sięgnąć po tą książkę. Jestem ciekawa przyczyny tej choroby.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa :) Ciekawe, czy tobie ta książka spodoba się w równym stopniu, co mnie :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...