Witajcie! Wiem, że dziś powinna była pojawić się recenzja " Magnusa Chase'a i bogów Asgardu" ale wyjechałam do rodziny na tydzień i zapomniałam zabrać ze sobą notatnika z recenzjami, więc skorzystałam z tego, co już było gotowe.
Pięć lat. Tyle
czasu czekała na mnie ta książka, stojąc na półce wśród
dziesiątek innych książek o wampirach. To przerażająca ilość
czasu, choć wcale mnie nie dziwi. Będąc w gimnazjum miałam
obsesję na punkcie kupowania książek. Oczywiście, wypożyczałam
je też z biblioteki ale posiadanie książek na stałe za bardzo
mnie kusiło. Wydawałam astronomiczne sumy na książki, a większość
z nich stoi sobie wciąż na półkach u mnie w pokoju, czekając na
swoją kolej, która nie mam pojęcia kiedy nastąpi. W końcu nie
mogę ich wszystkich od razu przenieść do Anglii, bo nie miałabym
ich nawet gdzie trzymać. W każdym razie, nie wiem, co zdecydowało,
że wybrałam akurat „ Wampiry z Morganville” jako powieść na
drogę powrotną z Polski do Anglii. Oczywiście, nie skończyłam
jej ani w drodze, ani również przez cały styczeń. Troszkę się z
nią męczyłam przez mojego kaca książkowego. Starałam się
czytać 50 stron dziennie, ale to nic przy pięciuset stronach
cegłówki, jaką są „ Wampiry z Morganville”. W końcu udało
mi się ją skończyć. Jaka jest moja opinia na jej temat? O tym już
za chwilkę.
Oryginalny tytuł: The Morganville Vampires #1: Glass Houses ; #2: The Dead Girls' Dance
Tytuł polski: Wampiry z Morganville. Księga 1: Przeklęty dom. Bal umarłych dziewczyn.
Autor: Rachel Caine
Tłumacz: Edyta Jaczewska
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 508
Claire, choć udaje
jej się skończyć liceum w wieku szesnastu lat, według rodziców
nie jest wystarczająco dorosła, żeby iść na studia z daleka od
domu. Koniec końców trafia do Morganville, miasta równie
odpychającego, co uczelnia się w nim znajdująca. Choć Claire jest
bystrą dziewczyną, bardzo szybko zachodzi za skórę córce
burmistrza, która nie cofa się przed niczym, by zniszczyć wroga
raz na zawsze. Posiniaczona nastolatka wyrusza na poszukiwanie nowego
mieszkania, z daleka od akademika, w którym króluje Monica i jej
świta- dziewczyny, które próbowały ją zabić. Trafia do
posiadłości Glassów i choć wydaje jej się, że wśród nowych
znajomych i w nowym domu będzie teraz mogła w spokoju kontynuować
studia, nie ma pojęcia jak bardzo się myli. Wir wydarzeń wrzuca
szesnastolatkę w świat, w który aż ciężko uwierzyć i stawia
przed nią problemy, których nikt o zdrowych zmysłach nie wiązałby
z uniwersyteckim życiem.
Jak poradzi sobie w
sytuacji, gdy cała jej wiedza oparta na nauce zostanie
skonfrontowana z rzeczami, których nie da się naukowo wytłumaczyć?
Nie spodziewałam
się, że „ Wampiry z Morganville” tak mnie zaskoczą. I to
pozytywnie! Z początku nie byłam pewna, czego powinnam oczekiwać.
Po przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów zastanawiałam się,
czy książka nie będzie kolejnym paranormalnym romansem opierającym
się na tych samych motywach i stereotypach, co setki, jak nie
tysiące innych. Szesnastoletnia szara myszka, dwóch przystojnych
mężczyzn gotowych skoczyć jej na ratunek i bogata dziewczyna,
której marzeniem jest zniszczenie życia głównej bohaterce. Każdy
jest w stanie wymienić przynajmniej dwie powieści bazujące na tym
schemacie. Czym więc „ Wampiry z Morganville” różnią się od
całej reszty?
No cóż, fabuła w
pierwszych stu stronach nie powala. Nie jest może tak okropnie
nudna, że nie da się tego czytać ale zdecydowanie trzeba
troszeczkę poczekać na rozwój akcji. Pierwsze rozdziały skupiają
się głównie na przedstawieniu postaci, relacji między nimi oraz
samego Morganville i zasad w nim panujących. Zazwyczaj jeśli po stu
stronach książka mnie nie wciągnie, to przerywam jej czytanie. Ze
względu jednak na to, że „ Wampiry z Morganville” mają 508
stron, dałam sobie kolejne sto stron. Nie pożałowałam decyzji, bo
im dalej, tym lepiej. Kolejne rozdziały przynoszą nam bowiem
kolejne problemy czyhające na Clair. Miasto rządzone przez wampiry?
Da się przeżyć. Nie do końca żywy współlokator? Jasne, czemu
nie. Fakt, że w każdym kącie czeka niebezpieczeństwo i śmierć?
Ta…. Rodzice odkrywający piwo w lodówce? Koniec świata.
Miliony kłód
zwalają się Clair pod nogi, wciągając ją coraz bardziej w
mroczny świat wampirzego miasta, tak jak mnie wciągnęło czytanie
o zmaganiach głównej bohaterki i jej przyjaciół. Nie potrafiłam
się oderwać od książki! A jak ją skończyłam, to od razu
zamarzyłam, by chwycić kolejną księgę w moje łapki.
Jak miałam
szesnaście lat przedstawianie postaci w moim wieku tak, jak została
przedstawiona Clair, wywoływało we mnie poczucie
niesprawiedliwości. Oczywiście, nie zdawałam sobie sprawy, że
sama zachowywałam się bardzo podobnie. Clair, niezwykle mądra i
inteligentna, choć spierałabym się w tej kwestii, potrafiła być
również porywcza, rozchwiana emocjonalnie oraz zachwycona każdym
przystojniejszym facetem. Boże, jakie to znajome…
Mimo wszystko mnie
udało się ją polubić. Może zaważyła odwaga, której Clair nie
brakowało, a może głupie oddanie się walce o sprawiedliwość.
Czasami miałam ochotę rzucić w nią klapkiem albo krzyknąć, żeby
nie zachowywała się tak dziecinnie ale zaraz przypominałam sobie,
że tak naprawdę ona wciąż jest dzieckiem. Nie, żebym mówiła,
że ja w wieku dwudziestu lat zachowuję się lepiej, bo to byłoby
kłamstwo.
" - (...) jeśli chcesz poznać prawdziwą naturę różnych spraw, moja mała, to przychodź do kogoś, kto tę naturę poznał.
- Ale to tylko punkt widzenia- stwierdziła Claire.- A nie fakty.
- Każdy fakt jest punktem widzenia. "
Michael i Sam to
postacie, z którymi myślę ,że mogłabym znaleźć wspólny język.
Michael był jednym z głównych bohaterów, więc udało mi się go
całkiem dobrze poznać, niestety nie mogę tego samego powiedzieć o
Samie. Pojawił się zaledwie na kilku stronach ale wydawał mi się
tak ciepłą osobą, że nie potrafiłam go nie polubić. Obaj ci
mężczyźni mieli wiele wspólnego ( w sumie nie dziwne, Sam był
dziadkiem Michaela- taki mały spojler) i mam nadzieję, że w
kolejnych częściach serii będę mogła zobaczyć ich dwóch w tych
samych scenach.
Bardzo podobało mi
się to, że aż do końca nie wiadomo do końca kto jest czarnym
charakterem. U każdej z postaci mocno zarysowane są zarówno
pozytywne jak i negatywne cechy, więc ciężko jest zdecydować
czytelnikowi, tak samo jak i Claire, po czyjej stronie stanąć. Nie
zgadzam się z wieloma wyborami bohaterów, uważam że ten wybór
obróci się przeciwko nim ale żeby się tego dowiedzieć, muszę
dorwać kolejną część!
Podsumowując,
pierwsza księga „ Wampirów z Morganville” bardzo mi się
podobała i gdyby nie te pierwsze sto stron dałabym jej ocenę
dziesięć. Wróciłam dzięki niej pamięcią do czasów mojego
uwielbienia książek o wampirach, które wydaje mi się, że właśnie
powróciły. Polecam wam ją i zachęcam do przeczytania. Mam
nadzieję, że tym, którzy jeszcze jej nie znają spodoba się tak
samo jak mnie, a tych, którzy jej czytanie mają za sobą, zachęcam
do wypowiedzenia się na jej temat w komentarzach pod tą recenzją,
na moim blogowym Instagramie lub fanpage-u na Facebooku.
Miłego dnia!
OCENA: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz