niedziela, 29 kwietnia 2018

#2: Avengers: Infinity War - bezspojlerowa recenzja

Witajcie!

W okolicznościach szumu wokół premiery nowej produkcji "Avengers. Infinity War"  będącej podsumowaniem filmów należących do Marvel Cinematic Universe, z ostatnich dziesięciu lat, postanowiłyśmy być uczestniczkami tego wydarzenia. Wybrałyśmy się do kina na przedpremierowy pokaz, licząc, że nie spotkamy tłumów, co graniczyło z cudów. Mimo, że nasze miejskie kino nie jest duże, ludzi jednak było całkiem sporo. Kiedy nadszedł czas, dołączyłyśmy do obładowanego popcornem tłumu i zajęłyśmy miejsca.



Może teraz więcej o samym filmie. Grupka bohaterów, których poznaliśmy w pierwszej części 'Avengers' oraz w " Avengers: Age of Ultron" , tym razem rozrasta się do ponad dwudziestu postaci. Wspólnie stają oni w obliczu zagrożenia, z jakim dotąd nie mieli okazji się mierzyć. A nosi ono jakże groźnie brzmiące imię Thanos.
Ten oto fioletowy złoczyńca pragnie znaleźć pięć Kamieni Nieskończoności, a potem użyć ich do wprowadzenia, w jego mniemaniu, równowagi we wszechświecie. By go powstrzymać, bohaterowie zwierają szyki, stając wspólnie w obronie wszechświata i Ziemi. Każda z nas odebrała tę postać inaczej. Thanos miał w sobie coś, co niemalże trafiło w lęki Audrey, którą nieco przeraziła jego potęga. Demetria, z kolei, odebrała go jako z lekka psychopatycznego wizjonera i filozofa. Choć Thanos pragnął pomóc naturze w selekcji, mordując za pstryknięciem palca losowo wybrane cztery miliardy ludzi, kierował się on racjonalnymi pobudkami. Nie jest on podobny do żadnego czarnego charakteru, których mieliśmy okazję poznać w poprzednich filmach MCU; nie zależy mu na podbiciu świata, a jedynie na 'uwolnieniu' go. To zdecydowanie ciekawa i dobrze rozbudowana psychologicznie postać.



Każdy z zarówno pozytywnych, jak i negatywnych bohaterów ma swoje pięć minut. Na pierwszy plan wybija się jednak Thor, który ma tu bardzo ważną rolę do odegrania ( i nie powiemy jaką). Poza nim każda postać ma szansę się wykazać, pokazując swoje najlepsze cechy. Oglądanie tak wielu znanych nam wszystkim charakterów w jednym filmie, a już tym bardziej obserwowanie interakcji między nimi, daje satysfakcję i dostarcza niezwykłej radochy. Mimo powagi i niepokoju wiszącego w powietrzu, zabawne dialogi odrobinę rozluźniają atmosferę, wywołując złudzenie, że wszystko będzie dobrze.



Ciężko napisać coś o fabule, nie spojlerując. Postaramy się zrobić to więc w krótki i zwięzły sposób, niczego nie zdradzając. Zacznijmy od tego, że podeszłyśmy do filmu ze skrajnie innych stanowisk - Demetria jest wielką fanką filmów o superbohaterach od 2008 roku, czyli od pierwszego 'Iron Mana' i widziała każdą produkcję ostatnich lat. Audrey, z drugiej strony podeszła do 'Avengers. Infinity War' z dystansem osoby, która widziała wcześniej jedynie dwa filmy z tej serii ('Doctor Strange' i 'Avengers'). Na pierwszy dała się skusić ze względu na grającego główną rolę Benedicta Cumberbatcha, który jest jej inspiracją i wzorem do naśladowania. W związku z tym, nie potrafi do końca spojrzeć obiektywnie. Podobnie, jak Demetria nie jest w stanie ocenić bez subiektywnych uwag produkcji z Tomem Hollandem. Odnośnie 'Avengers', Audrey uznała ją za gorszą od tej najnowszej części i nie wie do końca, czy jest to zasługa kinowej atmosfery, czy ulubionego aktora. W każdym razie 'Avengers. Infinity War' zrobiło na niej zaskakująco pozytywne wrażenie. Nie mając dużych oczekiwań, wyszła z kina niemalże bijąc brawo z zadziwienia. Jak już mówiłyśmy, Demetria jest zapoznana z większością filmów, więc ma szeroką skalę porównawczą. Mimo wszystko, czytała zaledwie kilka komiksów, więc jej odczucia opierają się jedynie na tym, co widziała w kinie. Zdecydowanie, 'Avengers. Infinity War' był najlepszym z dotychczasowych części o mścicielach. Oglądało się go rewalacyjnie; zaparty dech i gęsia skórka towarzyszyły Demetrii już od pierwszych scen. Film gra na emocjach widzów sprawiając, że czują się jak na rollercoasterze pędzącym z ogromną prędkością w ciemnościach. Nie wiadomo kiedy pojawi się droga w górę lub kolejny spadek. A wisienką na torcie są ostatnie minuty, które potrafią zdecydowanie zrobić oglądającym z mózgów różową papkę. Produkcja jest tak niesamowita, że gdy po odczekaniu końcowych napisów i obejrzeniu dodatkowej sceny wychodzi się z kina, można zadać sobie tylko jedno podstawowe pytanie: Jak żyć?



Jak bywa często, tym razem również nie lekko naśmiewamy się z tłumaczenia tytułu na język polski. Nie przypadkowo wciąż używamy oryginalnego tytułu produkcji. W naszym ojczystym języku brzmi on bowiem 'Avengers. Wojna bez granic'. To mówi samo za siebie. Co ciekawe, napisy dodane do filmu również posiadają niedociągnięcia i nie są pozbawione zabawnych smaczków, choćby takich jak przetłumaczenie " Bullshit" na nasze ulubione " Gucio prawda!". Kto na to wpadł? Tłumaczowi należy się nagroda.

Niestety, to wszystko co możemy powiedzieć, nie zdradzając ważnych faktów i plot twistów. Mamy nadzieję, że mimo wszystko zachęciłyśmy was do pójścia do kina i zapoznania się z tym tworem. Zapewniamy was, nie pożałujecie!


Audrey & Demetria

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...