Oryginalny tytuł: War Brides
Autor: Helen Bryan
Tłumacz: Olga Kwiecień
Wydawnictwo: Editio
Wyd.PL: czerwiec 2016
Liczba stron: 404
,, Oblubienice wojny" to opowieść o losach pięciu młodych kobiet, które przewrotny los rzucił do angielskiej wioski Crowmarsh Priors. Mimo różnic w charakterach i pochodzeniu, wykuwa się między nimi przyjaźń. Razem stawiają czoła trudnym czasom, w których przyszło im żyć, mniej lub bardziej uczestnicząc w działaniach około wojennych.
Po pięćdziesięciu latach Tanni, Evangeline, Alice i Elsie spotykają się ponownie, by rozwiązać tajemnicę sprzed lat i dowiedzieć się, co tak naprawdę spotkało Frances- ostatnią z piątki przyjaciółek.
Mam w stosunku do " Oblubienic wojny" mieszane uczucia. Do dwieście drugiej strony powieść dłużyła mi się niemiłosiernie, miałam wielką ochotę ją odłożyć, a potem obrzucić błotem w recenzji. Jednakże, pod wpływem dogłębnych przemyśleń i babcinego zdania, postanowiłam za wszelką cenę tę książkę ukończyć. Nie żałuję tej decyzji, ponieważ książka okazała się totalnie, bezsprzecznie przegenialna!
Fabuła z początku w ogóle nie przypominała tego, co zapowiadało streszczenie na okładce. Rozumiem, że autorce zależało na tym, by czytelnik jak najbliżej poznał główne bohaterki ( i chwała jej za to, bo postacie w tej powieści są wykreowane rewelacyjnie), ale mogła zrobić to w odrobinę krótszej formie, bo jak już mówiłam, rozkręcanie fabuły w połowie powieści to według mnie grzech śmiertelny. Wiem, że wiele osób stosuje zasadę, że jeśli do równej połowy książka ich nie wciągnie, to ją odkładają , by nie tracić czasu. Dlatego robiąc coś takiego jak Pani Bryan, można stracić czytelników. A chyba nie o to chodzi.
Wracając, po przeczytaniu tych szalenie nudnych dwustu stron niespodziewanie... wpadłam do króliczej nory, z której nie potrafiłam znaleźć wyjścia aż do samego epilogu, który dosłownie wbił mnie w podłogę ( kończąc " Oblubienice wojny" leżałam na podłodze). Nie potrafiłam się od tej książki oderwać, z zaciekawieniem śledziłam losy Tanni, Frances i reszty młodych kobiet zmagających się ze skutkami rozpoczęcia się wojny. Nie raz się śmiałam, nie raz wpadałam w gniew i nie raz ryczałam jak bóbr, ale tego chyba nie dało się uniknąć.
Autorka jest absolutnym mistrzem opisów miejsc i wydarzeń. Cały czas miałam wrażenie, że jestem częścią tego, co rozgrywa się na kartach powieści. Byłam każdą z bohaterek, odczuwałam to co one, przeżywałam te same rozterki, te same miłostki, momentami również ten sam ból utraty kogoś bliskiego. Można powiedzieć, że było między nami jakieś takie bardzo dziwne psychiczno-fizyczne połączenie, którego w żaden sposób nie dało się zerwać.
,, Czego ode mnie oczekujesz, Panie, w obliczu takiej rozpaczy i tylu
śmierci? Chowałem chłopców z sąsiedztwa zabitych przez innych młodych
ludzi, takich jak ci dwaj tutaj. Kładłem ich na cmentarzu obok członków
ich rodzin, którzy zginęli podczas Wielkiej Wojny i których imiona
wypisane są na tablicy pamiątkowej w kościele. Teraz będziemy musieli
pochować tych mężczyzn, gdzieś w Niemczech ich rodziny będą płakać, a na
tablicach pamiątkowych pojawi się więcej nazwisk. W całej Europie
ludzie mordują się nawzajem, dziewczęta płaczą nad swoimi nienarodzonymi
dziećmi, które nie będą miały ojców, bogobojni ludzie ślepo odrzucają
dar nowego życia. W końcu z naszej cywilizacji zostaną jedynie nazwiska
na nagrobkach. Dlaczego? "
Jeśli chodzi o same główne bohaterki, napisałam o nich wiele już wcześniej, ale chcę podsumować wszystkie moje chaotyczne myśli i stworzyć prawdziwą ocenę. Nawiązując do połączenia między nami, myślę że kobiety te były mi bliskie, ponieważ tak naprawdę nie były ode mnie wiele starsze, najmłodsza miała piętnaście lat, a najstarsza dwadzieścia jeden. Tanni, która była mniej więcej w moim wieku, miała już męża i dzieci. Rozumiem, jakie to musiało być dla niej trudne. Była Żydówką, musiała uciec z rodzinnego miasta do innego kraju, wyjść za mężczyznę dobre dziesięć lat od niej starszego. I to wszystko w przeciągu kilku tygodni. Alice została zostawiona przez narzeczonego, a potem zmuszona do oglądania jego nowej żony posiadającej to, co miało należeć do niej. Elsie, wysłana przez matkę na wieś i zatrudniona jako pokojówka u kobiety, dla której to, co robiła nigdy nie było wystarczająco dobre. Przecież takie przeżycia mogą takiej młodej osobie całkowicie zniszczyć psychikę! Z Evangeline i Frances nie miałam takiego dobrego kontaktu, ale to może dlatego, że w ogóle im nie współczułam, co więcej czasem nie potrafiłam zrozumieć podejmowanych przez nie decyzji. Były momenty, kiedy chciałam wejść do książki i porządnie im obu przyłożyć. Żałuję, że nie mogę zdradzić owych momentów, ale wolałabym niczego przez przypadek nie zaspojlerować.
Podsumowując, myślę że nie muszę tym razem pisać podsumowania, bo wszystko, co chciałam wam przekazać, przekazałam. " Oblubienice wojny" to niewątpliwie wyjątkowa, niezwykła powieść o sile przyjaźni i kobiecego ducha. W prawdzie nie pokazuje wojny w samym jej centrum, ale daje obraz tego, co przechodziła ludność cywilna w atakowanej Anglii. Szkoda, że nie wszystkim dzieciom wysłanym na wieś udało się znaleźć w jakimś starym domostwie szafy z przejściem do Narnii, tak jak to było z rodzeństwem Pevensie. Może nasze bohaterki również mogłyby dłużej cieszyć się resztkami dzieciństwa, nie musiałyby tak szybko dorosnąć. Ale gdyby tak się stało, nie powstałaby ta książka, a to byłaby naprawdę wielka strata.
Ocena: 8/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Grupie Wydawniczej Helion SA.
Pierwsza :3 fajna recenzja, oczywiście brak mi tu tej prawdziwej Demetrii, ale Cóż zrobić jak książka Ci się podobała? Jak znajdę "oblubienice wojny" w bibliotece na 100% przeczytam :D
OdpowiedzUsuńNajlepsze jest to, że żadna z bohaterek mnie nie irytowała ! Toż to cud prawdziwy :D
Usuń