Oryginalny tytuł: Descendents. Isle of the Lost.
Autor: Melissa de la Cruz
Tłumacz: Anna Klingofer
Wydawnictwo: Egmont Polska
Wyd.PL: 2015
Liczba stron: 320
Dwadzieścia lat temu wszyscy złoczyńcy zostali wygnani z królestwa Auradonu na małą wyspę. Dzięki otaczającej ją magicznej barierze nikt ze złymi zamiarami nie może jej opuścić. A może jest jakiś sposób? Tego muszą dowiedzieć się Mal, Jay, Evie i Carlos, dzieci najbardziej niegodziwej czwórki wszech czasów- Cruelli, Diaboliny, Jafara i Złej Królowej .
Trudno będzie mi ocenić tę książkę, ponieważ podczas jej czytania byłam kompletnie obojętna na to, co się działo na jej kartach. Pierwsze, co mogę o niej powiedzieć to to, że jest ona kierowana zdecydowanie młodszych czytelników, choć ci starsi, na przykład tacy maniacy Disneya jak ja, również mogą się przy niej dobrze bawić . Powieść jest napisana bardzo prostym językiem, opisów w niej prawie nie ma, nie porusza też żadnej trudnej tematyki, ale nie jest to zła książka. Na upartego można by w niej szukać różnych motywów literackich; ja znalazłam motyw drogi, podróży i konfliktu pokoleń. Wiecie, takie standardowe trzy motywy, które można znaleźć w każdej powieści dla młodzieży.
,, Wszelka zaawansowana technologia nie różni się od magii."
Chyba najciekawszą częścią tej książki są bohaterowie, którzy mimo, że nie są super skomplikowani charakterologicznie, to nie da się ich nie polubić i to właśnie jest to, co ich wyróżnia. No dobrze, jest jedna taka osoba, ale mówiąc tylko o głównych bohaterach, tamta przestaje się liczyć.
Cieszę się, że powstała książka, w której mogłam poznać nowe pokolenie złoczyńców, o których... no cóż, nie do końca można tak powiedzieć, ale zostańmy przy tym określeniu dla niewtajemniczonych. Mimo, że każda z postaci była świetna, jakoś najbardziej zbliżyłam się, jeśli można tak powiedzieć, do dwóch osób.
,, Poza tym co złego było w siedzeniu w domu? Dom był, no cóż, domem. Prawda? Może nie było tu miło, ale za to bezpiecznie. Względnie. Przytulnie. W niezupełnie tradycyjny sposób. "
Carlos de Vill - syn Cruelli de Vill, czy też de Mon , zależy od wersji. Niesamowicie podobało mi się jego uosobienie i podejście do rzeczywistości. Od dziecka był popychadłem nie tylko swojej matki, która chyba nie odróżniała syna od służącego i psa w jednym, ale też wszystkich wokół przez swoją wątłą budowę i dużą wrażliwość. I faktycznie, Carlos wykonywał wszystkie polecenia, ale nigdy nie stracił wiary, że jego życie kiedyś zmieni się na lepsze. W końcu, kiedy przyszło mu pomóc przyjaciołom, wykazał się odwagą i dowiódł, że czasem lepiej być inteligentnym niż silnym.
Jeśli chodzi o Mal, jej wredny charakterek nie spowodował, że przestałam ją lubić. Przyznaję się bez bicia, że złośliwości, które kierowała w stronę znajomych i innych osób na wyspie niezwykle mnie bawiły. Właściwie, to jej współczułam. Nie była zła, tak jak jej matka Diabolina. Ona po prostu chciała , by mama była z niej wreszcie dumna i to popychało ją do pewnych czynów.
Podsumowując, tak jak już mówiłam, to nie jest zbyt ambitna książka, ale przyjemnie mi się ją czytało i na pewno sięgnę po jej kontynuację.
Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz