Czy taką samą radość przyniosło mi czytanie książki, którą dziś zrecenzuję? Tego za chwilę się dowiecie.
Oryginalny tytuł: Teardrop
Autor: Lauren Kate
Tłumacz: Anna Studniarek- Więch
Wydawnictwo: Galeria Książki
Data wydania: 2013
Liczba stron: 472
Eureka była całkiem zwykłą dziewczyną, aż do tragicznego wypadku, w którym zginęła jej matka. Po rodzicielce w spadku przypada jej tylko kilka rzeczy: list, medalion, tajemniczy kamień i jeszcze bardziej niezrozumiała księga. Dziewczyna zmienia się, nie jest już tą samą osobą, co wcześniej. Choć wszyscy wokół wciąż powtarzają, że płacz może uwolnić ją od wyrzutów sumienia, Eureka wie, że musi dotrzymać obietnicy, którą złożyła mamie. Kobieta od zawsze powtarzała jej, by ta nigdy, przenigdy nie płakała i nastolatka nie ma zamiaru puścić w zapomnienie słów matki.
Od tego pamiętnego dnia na drodze Eureki wciąż pojawia się enigmatyczny Ander, który zdaje się wiedzieć o niej więcej, niż ona sama. Co ukrywa chłopak? I jaki związek ma to, przed czym ją ostrzega z pamiątkami po utraconej matce?
Zawiodłam się. Zwyczajnie, po ludzku się zawiodłam. Oczekiwałam sama nie wiem czego, a dostałam kolejnego przeciętniaka. Książka była "fajna", ale bez rewelacji. Nie wzbudziła we mnie żadnych emocji, momentami była nudna jak flaki z olejem. Zdecydowanie za dużo było w niej wszelakich retrospekcji, dziwacznych wspomnień i ogólnej paplaniny, a za mało konkretnych faktów posuwających akcję do przodu. W ogóle mam wrażenie, że powieść była pisana na szybko, bo według mnie jest niedopracowana. Zamysł autorki był na serio świetny- paranormalny romans, nawiązania do mitologii, tajemnica, która może uratować lub zniszczyć świat. Niestety, wyszło jak wyszło. Dałam się zwieść ładnej, choć kiczowatej okładce i opisowi, który mnie zaciekawił. Liczyłam na coś tak epickiego, że aż wbije mnie w fotel. Że fabuła mnie całkowicie pochłonie, wciągnie, a ja z zapartym tchem będę śledziła poczynania bohaterów i powoli rozwiązywała wraz z nimi zagadkę. W końcu książka porusza tematykę Atlantydy! Przy takim fascynującym temacie miałam nadzieję na coś lepszego. Dostałam w końcu... kompletnie nic nie dostałam. Kiedy czytałam, nie potrafiłam powstrzymać ziewania. Jasne, zdarzały się dobre momenty, ale było ich tak malutko, że znikały, były prawie niedostrzegalne pod stertą słownych śmieci.
Co do postaci, również były nijakie- płaskie, banalne, zwyczajnie okropne. Chyba tylko Eureka nie działała mi na nerwy, bo przez większą część książki wiedziała z tego, co się dzieje tyle samo, co ja, czyli zadziwiająco mało.
,,Ostatnią rzeczą, jakiej spodziewamy się po innych, jest ostatnia rzecz, którą robią, zanim nauczymy się im nie ufać. "
Co do samej tajemnicy, według mnie rozwiązywanie zagadki polega na wywnioskowywaniu jednego faktu z drugiego, łączenie ich w całość i w końcu dochodzenie do prawdy. Wiecie, po nitce do kłębka. No i tu mamy problem. We "Łzie" fakty nie były ze sobą w żaden sposób powiązane. Kolejne z nich autorka wywlekała znikąd, robiła to tak, jak magik wyciąga królika z kapelusza. Nie mam zielonego pojęcia, po co wątek tej cholernej księgi od matki został wprowadzony, skoro nie wnosił on do historii prawie niczego. Myślę, że był on tylko pretekstem do stworzenia wątku miłosnego, który i tak był mdły do bólu.
Naprawdę, nie mam już siły na dalsze krytykowanie tej książki. Był potencjał, ogromny potencjał ale został on zmieniony w kupkę popiołu jeszcze na początku po to, by pod koniec dmuchnąć jego resztkami czytelnikowi prosto w twarz. Wiem, że ta seria ma jeszcze drugą część, ale za żadne skarby po nią nie sięgnę.
OCENA: 4/10
"Łza" kompletnie mi się nie podobała, przeczytałam pierwszy tom i miałam dość, powiedziałam sobie, że nigdy więcej takich książek!
OdpowiedzUsuńhttp://poczytajmycos.blogspot.com/
Czyli przeżyłaś dokładnie to, co ja !
Usuń