Kiedy nie potrafisz oderwać myśli od jednego serialu, który ma jedynie trzynaście odcinków oraz czegokolwiek nie zobaczysz, bądź usłyszysz, wciąż przypominają ci się konkretne sceny, zaczynasz się zastanawiać, co jest z tobą nie tak, a potem, co w tym serialu jest takiego. Postanowiłam dziś zastanowić się nad powodem mojego ewidentnego uzależnienia (nie jest to przesadzone słowo) i obsesji na punkcie ‘Sherlocka’ BBC i przy okazji wylać z siebie całe emocje z tym związane, bo w swoim otoczeniu brak jest Sherlockiansów takich, jak ja.
UWAGA! W poście mogą znajdować się spojlery!
Genialnie
napisane postaci
Charaktery
zarówno tych głównych, jak i drugoplanowych postaci są tak złożone i tak
konkretne, że nie można mieć wątpliwości, jak postąpiliby w danej sytuacji. Do
tego -stopnia, że w pewnym momencie, nawet nie wiesz, kiedy, a zaczynasz
traktować ich, jak własnych przyjaciół. Tworzy się pewien rodzaj więzi. Nie
patrzysz na nich, jak na obce osoby, tylko czujesz się tak samo, jak oni –
przeżywasz to, co oni. Przestajesz być widzem, ale mentalnie bierzesz czynny
udział w całej tej grze. ‘The game is on!’ Oprócz tego, że osobowości są tak
wyraźne, są też oryginalne i niepowtarzalne. Nie ma takich drugich. Przejdźmy
więc do szczegółów i nie bójmy się używać nazwisk.
Sherlock
Holmes, a właściwie William Sherlock Scott Holmes – detektyw konsultant, który
współpracuje ze Scotland Yardem, rozwiązując sprawy morderstw, nawet nie biorąc
za to pieniędzy. Robi to dlatego, ponieważ jest to zdrowsza alternatywa dla
zajęcia myśli, niż branie narkotyków. Jest obdarzony darem dedukcji, dzięki
czemu umie dowiedzieć się o człowieku niemalże wszystkiego podczas jednego
spojrzenia. Wykorzystuje to nie tylko po to, by znaleźć mordercę, ale lubi
robić wrażenie – lubi sprawiać wrażenie tajemniczego. Ceni elegancję i dba o
wygląd – jego znakiem rozpoznawczym jest czarny płaszcz z postawionym
kołnierzem. Swoją wrażliwość ukrywa za kamienną twarzą i stwierdzeniem, że jest
socjopatą (polemizowałabym); szczyci się tym, że nie ma uczuć. Dla sprawy jest
w stanie poświęcić sporo. Holmes potrafi świetnie kłamać i wykorzystuje to. Często
ucieka od rzeczywistości do swojego pałacu pamięci, czyli mentalnego miejsca, w
którym gromadzi wszystkie najważniejsze dla spraw informacje. ‘Nie jest wtedy
zbyt rozmowny’. Dla nie-nudzenia się, Sherlock gra również na skrzypcach, na które
przelewa swoje emocje, które na co dzień ukrywa. Tak. Ma emocje. Przeprowadza
eksperymenty chemiczne, więc czasem można znaleźć w lodówce jakąś głowę, kciuki
albo gałki oczne w herbacie. Idealny współlokator dla byłych lekarzy
wojskowych.
Tak
oto płynnie przejdźmy do Johna Hamisha Watsona. Wrócił z wojny i mieszkając
samotnie, nie może odrzucić od siebie koszmarów o tym, co przeżył. Ale cii…
wcale nie jest wrażliwy. Udaje, że został postrzelony w nogę i chodzi o lasce,
kulejąc. Cii… tak naprawdę został postrzelony w ramię, ale nikt nie musi o tym
wiedzieć. Jak będą myśleć, że ma trudności z chodzeniem, nie będzie musiał się
socjalizować i uniknie wielu obowiązków. Jego problem polega na tym, że ‘nic
się dla niego nie dzieje’. John tak naprawdę uzależnił się od niebezpieczeństwa
i potrzebuje tego. Jak przenieść więc wojnę do Londynu? Poznać Sherlocka
Holmesa, zamieszkać z nim i rozwiązywać wspólnie sprawy. Bo jest się jedyną
osobą, której detektyw nie traktuje, jak idiotę. Cichosza. Watson uważa, że
jest normalny i przed innymi sprawia takie wrażenie. Wmawia sobie, że
potrzebuje stabilizacji i musi założyć rodzinę. Jak temu zaprzeczysz, to
dostaniesz z sierpowego. Zostaniesz pobity również wtedy, kiedy nazwiesz
Sherlocka świrem lub dziwadłem, ale to już inna sprawa. John również nie jest mistrzem
w okazywaniu emocji, chyba, że chodzi o złość. Przede wszystkim, nie lubi
ujawniać swoich słabości. W końcu, żołnierze są twardzi. Ma swoje zasady,
których próbuje się pilnować. Nie lubi prosić o pomoc, ale uwielbia udzielać
jej innym – typowy obrońca. Jeśli więc chcesz spotkać się z Johnem, nie oferuj
mu swojego oparcia, lecz poproś, aby on został twoim.
Myślicie,
że są dziwni? Owszem. Ale w tym świecie nie ma normalnych postaci. Jako
następny nasuwa się nasz ukochany psychopata Jim Moriarty – najbardziej
ironiczny i groźny. On całą grozę sytuacji, do których doprowadza Sherlocka i
Johna przeplata śmiechem i… dobrą muzyką. Świetnie potrafi grać i manipulować
ludźmi; przenika ich na wylot. Jego delikatny głos w takich okolicznościach
doprowadza do prawdziwego niepokoju. Trzeba też wspomnieć, że James sam nie
brudzi sobie rączek morderstwami – ma od tego ludzi i własną inteligencję.
Mycroft Holmes jest starszym bratem Sherlocka i podobnie, jak on, szczyci się
swoim brakiem emocji i tym, że jest samotny. Zajmuje on wysoką pozycję w
Rządzie Brytyjskim i zawsze ma przy sobie parasolkę. Prawdopodobnie dysponuje
jeszcze większym darem intelektu, niż młodszy Holmes i może dlatego lepiej
potrafi się kontrolować. Prawda jest taka, że Mycroft wciąż czuwa nad Sherlockiem,
wiedząc, do czego ten jest zdolny – kamery, próby przekupstwa innych (między
innymi Johna) za podawanie informacji i szukanie dla niego spraw. Mary Morstan
– to dopiero zagwozdka. No cóż, miała być normalna i dać Johnowi Watsonowi
ustatkowanie oraz bezpieczeństwo. Miało być tak pięknie, a wyszło, jak zawsze i
nasza dobra Mary okazała się być assassinem i pracować dla tajnej organizacji.
Ma też wiele morderstw na liczniku. Tutaj, nawet poczciwa pani Hudson, która
wynajmuje mężczyznom mieszkanie i jest ich gosposią (choć twierdzi, że nie) w
przeszłości prowadziła z mężem kartel i ukrywa słabość do marihuany. Nie
zapomnijmy o biednej Molly Hooper, która niby wydaje się być najnormalniejszą,
za czym idzie najnudniejszą postacią. Wiadomo, żyje sama i jest zakochana w
Sherlocku. Jednak ktoś, kto pracuje w kostnicy nie może być tak do końca
nieoryginalny. Biedulka jest zbyt emocjonalna i zdarza jej się próbować
wzbudzić owe w Holmesie, lecz jej się nie udaje. Poznajcie również Eurus Holmes
– siostrę Sherlocka i Mycrofta, którą ten pierwszy wyparł z pamięci. Jako mała
dziewczynka zrobiła parę strasznych rzeczy (bez spojlerów), za które trafiła do
odizolowanego więzienia ulokowanego na wyspie Sherrinford. Posiada ona
największą inteligencję z rodzeństwa, ale muszę to powiedzieć – jest
psychopatką na całego. Jest najbardziej nieprzewidywalną i niebezpieczną
bohaterką serialu. Hmm… potrafi dobrze się kamuflować. Muszę jeszcze wspomnieć
o kobiecie, która pojawiła się w jednym odcinku, natomiast pełni ważną rolę,
czyli Irene Adler. Tajemnicza i sadystyczna luksusowa prostytutka, która
szantażuje rodzinę królewską intymnymi fotografiami młodej kobiety związanej z
Buckingham Palace i będącej jej klientką. Cóż więcej można dodać – po prostu
dominatrix. Wybaczcie, Gregu Lestradzie, Sally Donovan i Philippie Andersonie,
ale nie jesteście na tyle ciekawi.
Genialnie
zagrane postaci
To
trzeba zobaczyć. Jak zagrać mężczyznę z gracją, którą zachowuje nawet w
szalonych momentach? Jak zagrać emocje, których nie widać na zewnątrz? O to
trzeba byłoby zapytać Benedicta Cumberbatcha, czyli odtwórcę roli Sherlocka
Holmesa. Zachowuje kamienną twarz, ale emocje, które ma oddać widać w oczach –
to jest sztuka. Obserwacja każdego jego spojrzenia albo najmniejszych gestów
sprawia dużą przyjemność. W każdym jego ruchu jest mnóstwo klasy, a nawet
powiedziałabym, że pewnego rodzaju delikatności. Benedict wręcz nadaje postaci
charakter poprzez to, że potrafi oddać zarówno jej wrażliwość, dramatyczność,
jak i dzikość oraz szaleństwo. Sceny w pałacu pamięci to istny popis możliwości
aktorskich. Oglądając na przykład scenę po postrzale Sherlocka, nie można wyjść
z podziwu. Odnoszę wrażenie, że ludzie lubią go za to, że jest przystojny, za
jego słynne ‘cheeckbones’ oraz głęboki głos. Drażni mnie odrobinę, kiedy inni z
góry zakładają, że ja też rozpływam się pod jego urodą, ponieważ tak nie jest.
Przede wszystkim, podziwiam go za talent i za to, że jego role tak różnią się
od siebie, a każda jest genialnie zagrana. Chociaż nie mówię, że jego
przejrzyste oczy są mi obojętne… A wypowiadając słowo ‘penguins’ i rzucając się
z pięściami na ogromnego pluszowego misia jest uroczy. Dlatego dla mnie pan
Cumberbatch będzie najlepszym i jedynym Sherlockiem Holmesem, ponieważ nadał mu
fascynującą osobowość i zinterpretował oryginalną postać w inny sposób, niż
pozostali jego odtwórcy.
Jest jeden człowiek, na którego
widok od razu się uśmiecham, a ma on na nazwisko Martin Freeman. Mój John
Watson. Nie znajdziecie drugiego tak uroczego mężczyzny w jego wieku. Z taką
twarzą, nawet, kiedy się złości, wygląda zabawnie. Mimika Martina jest tak
bogata i charakterystyczna, że myślę, że wielu bierze z niego przykład.
Naprawdę uwielbiam każdą jego minę i te nerwowe gesty. Jak widać, sprawdza się
to nie tylko w rolach komediowych. Rozbraja mnie również sarkazm Martina,
którego używa podczas wywiadów – jest szczery do bólu. Jest świadomy tego, że
nie musi być miły, żeby każdy miał ochotę wrzucić go do kieszeni i zabrać ze
sobą do domu. Nie tylko przez jego niski wzrost, ale również przez jakieś
dziwne ciepło, które ma w sobie. Ludzie zarzucają mu, że w każdej roli jest
taki sam, z czym się nie zgadzam. Po pierwsze, zanim się powie coś takiego
proszę zobaczyć filmy, w których zagrał czarne charaktery. Prawda, że grając
Johna Watsona i Bilba Bagginsa jest dość podobny, ale nie uważam tego za coś
złego. Uwielbiam jego grę aktorską i jego osobowość. Nie wyobrażam sobie innego
doktora Watsona, niż ten, którego stworzył pan Martin ‘I can do it with a look’
Freeman.
Myślę,
że pominięcie Andrew Scotta, który zrobił wspaniałą robotę, byłoby krzywdzące.
Zagranie psychopaty raczej nie należy do najłatwiejszych w mojej opinii. A
zwłaszcza takiego czarnego charakteru, którego rzeczywiście można się bać.
Przez to, że w obliczu śmierci jest uśmiechnięty i spokojny, ale momentami
wybucha, wciąż będąc uroczym naprawdę budzi niepokój. Jego uśmiech jest
oczywiście czystą ironią. Andrew należą się za tę rolę ogromne brawa z owacją
na stojąco. Tym bardziej, że dowiedziałam się od paru osób, że na żywo jest
bardzo sympatyczną osobą.
Genialnie
napisana fabuła
Po
czym poznać dobrą fabułę? Po obejrzeniu, nie możesz przestać wyobrażać sobie
konkretnych scen znowu i znowu. Po czym jeszcze? Jesteś zaskoczony, że nie
udało ci się czegoś przewidzieć. Uwierzcie mi, że oglądając ‘Sherlocka’ po raz
pierwszy, zrezygnowałam z prób przewidzenia rozwoju sprawy. W tym przypadku, po
prostu się nie da. Zwroty akcji są tak częste i nieoczywiste, że nawet jeśli
spróbujesz wyobrazić sobie, co będzie dalej, z pewnością przegrasz. Mam
wrażenie, że to jest właśnie jeden z czynników, dla których nie można przestać
oglądać, przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Praktycznie, cały serial śledzi się
z otwartą buzią i wypiekami na policzkach – nie tylko za pierwszym razem. A
wszystko przez te zaskoczenia. Muszę stwierdzić, że najwięcej surprisów jest w
odcinkach z udziałem Jima Moriarty’ego, ponieważ to on jest chyba najbardziej
nieobliczalny, jak to przystało na dobrego psychopatę. Wciąż chce mi się śmiać
na wspomnienie zakończenia pierwszego sezonu – sceny na basenie. Napięcie
rośnie, podobnie, jak pytanie, czy komuś coś się stanie, czy nie. Czekanie cały
rok, by zobaczyć kontynuację, w której nagle… rozbrzmiewa przebój zespołu Bee
Gees ‘Stayin’ alive’ – dzwonek telefonu Jamesa. To tylko jeden z przykładów
najbardziej groteskowych momentów.
Kolejnym
czynnikiem, dla którego nie można się oderwać od ekranu, to niedopowiedzenia i
ogromne dawki emocji. W scenariuszu zawarte są pewne sprawy, które każdy może
zinterpretować na swój sposób – tak naprawdę, pod siebie. Mówię tu na przykład o
tak zwanym shippingu. Całe mnóstwo podtekstów sprawia, że sami musimy się
nauczyć dedukcji, aby wszystkie zrozumieć oraz pisać na ten temat coraz to nowsze
teorie. Tutaj nic nie masz podane na tacy, lecz sam musisz się domyśleć wielu
rzeczy – uważnie słuchać tego, co mówią bohaterowie, a także obserwować ich
gesty i analizować ich każde działanie – z czego może wynikać. Nie wyrzucaj z
głowy tego, co zauważyłeś, bo na przykład uznałeś, że było bez sensu. Tu nie ma
przypadków. Jeśli ktoś na przykład powiedział coś jakby wyjętego z kontekstu,
tym bardziej zwróć na to uwagę, ponieważ najprawdopodobniej będzie to miało swoje
odniesienie w dalszych odcinkach. Możecie nie rozumieć do końca, o co mi
chodzi. Podam więc przykład. Znów odniosę się do sceny na basenie w ‘The Great
Game’, ponieważ tam pada całkiem sporo potrzebnych kwestii. Moriarty mówi
wówczas do Sherlocka słynne ‘I’ll burn the heart out of you’ – takie jakieś
dziwnie metaforyczne i bez sensu – pomyślicie. Natomiast, nie jest to po prostu
zwykła groźba. Zwróćmy uwagę na to, że cztery odcinki później w ‘The Empty
Hearse’, John zostaje porwany i ktoś próbuje go podpalić, choć wcale nie jest
to związane z Jimem. Przypadek? Nie sądzę. To akurat jedna z mini-teorii, którą
odkryłam jako johnlockers. Wiecie już o co mi chodzi? Jeśli chodzi o serca, to
jest coś jeszcze, co dopiero zamierzam zbadać dokładniej. Jest to teoria o
telefonach, które symbolizują serca bohaterów. Patrząc na rolę telefonów w tym
serialu, myślę, że jest ona uzasadniona.
Widzowie
produkcji podczas oglądania popełniają jeden błąd – ślepo wierzą słowom
wypowiedzianym przez bohaterów. Dlatego, że są przyzwyczajeni do banalności
innych seriali, w których każdy mówi to, co myśli, a jeśli kłamie, to jest to
wiadome widzowi. Nie tutaj. Dlatego chciałam was ostrzec. Praktycznie żadna z
postaci ‘Sherlocka’ nie mówi prawdy albo coś ukrywa. Tak, jak prawdziwi ludzie
i dzięki temu są bardziej przekonujący jako oni. Inaczej zachowują się przy
ludziach, a inaczej na odosobnieniu. Przedstawiają się jako tacy, jak chcieliby
być postrzegani, lecz naprawdę tacy nie są – jak my wszyscy. To jest właśnie
genialne, że można się zagłębić w ich psychikę i czytać. Bo ten serial się
czyta, nie tylko bezmyślnie ogląda, łapiąc się jak ryby na wędkę zarzuconą
przez scenarzystów. Tu jest zawsze drugie dno. A nawet trzecie i szóste.
Za
to wszystko podziwiam Stevena Moffata i Marka Gattisa - scenarzystów. Oni dwaj
wiedzą jak. Jeśli nie wiecie, to Gattis sam jest odtwórcą roli Mycrofta
Holmesa.
Genialne
użycie symboli
Oprócz
podtekstów, w ‘Sherlocku’ użyte są również symbole. Nawet obok scenografii nie
można przejść obojętnie. Obserwuj tło. Obrazy, czy rzeźby, które widać na
ujęciach choćby przez chwilę również nie są przypadkowe. Tak, sceny w muzeum (na
przykład ‘The Blind Banker’)… Warto zwrócić uwagę na regalik widoczny za
plecami Sherlocka, kiedy ten siedzi w swoim fotelu. Na jednej z półek stoją dwa
dzbaneczki. Kiedy w relacji pomiędzy Holmesem i Johnem dobrze się układa, są
one skierowane do siebie dzióbkami; kiedy nie – są odwrócone. Takie
szczególiki, a jakże znaczące.
Czy
w takim przypadku, muzyka byłaby dobrana przypadkowo? Otóż nie. W muzyce
również zawarte są symbole. Muszę się przyznać, że dokładne przesłuchanie
całego soundracku i szukanie ich jest dla mnie zbyt karkołomne. To zadanie dla
ludzi bardziej wykształconych w tym kierunku. Podobno, każdy użyty instrument
oznacza konkretną postać. To zbyt wiele. Natomiast, sama zauważyłam jedną
rzecz. W scenie w klubie z ‘The Sign od Three’ przez chwilę słychać
instrumental z piosenki ‘We found love’ Rihanny i Calvina Harrisa. Nie słychać
wokalu, ale skłoniło mnie to do sprawdzenia tekstu piosenki, która, jak się
okazało, wyjątkowo pasuje do sytuacji. Wyjątkowo pasuje.
Kolory
– kto by zwracał uwagę na kolory. A jednak. Nie zapomnijmy spojrzeć na barwę
ubrań, które noszą bohaterowie – szczególnie Sherlock i John. Wierzcie mi lub
nie, ale kolory koszul, jakie akurat mają na sobie symbolizują ich aktualne
nastroje. Jednak, nie ograniczajmy się do samych stylizacji. Kolory świateł też
mają swoje znaczenie. Najczęściej, jeśli chodzi o niebieskie światło, które
subtelnie pojawia się w niektórych sytuacjach – dopiero po obejrzeniu ‘The
Final Problem’ dowiadujemy się, że Sherlocka zawsze prześladowała woda i z
jakiego powodu.
Jest
bardzo dużo do ukrycia i żeby to wszystko zauważyć, trzeba obejrzeć wszystko
jeszcze raz, specjalnie pod tym kątem. Najlepiej, robiąc notatki. Ja zamierzam,
bo tak się objawia moja obsesja.
Genialna
wizualizacja
Jakby
tego perfekcjonizmu było mało, to jeszcze zwróćcie uwagę na nieoczywiste
przejścia. Tu nie ma po prostu mig i mamy następną scenę. W tym serialu, są one
płynne i często ujęcia zmieniają się poprzez przesunięcie tuż przed kamerą na
przykład jakiegoś przedmiotu. Dobrym przykładem jest scena, w której Moriarty
dobiera się do klejnotów koronnych. Te przeniknięcia dodatkowo dopełniają
całokształt wyjątkowości ‘Sherlocka’. Podobnie, jak nagłe urywane ujęcia w
scenach z pałacu pamięci, jak w tej po postrzale Sherlocka. Jakieś zawirowania,
jakieś mrugnięcia, policzkowania. To jest niesamowite również pod względem
wizualnym.
Jeśli
bardzo przynudziłam, to przepraszam, ale sami rozumiecie… Jeśli ktoś kiedyś
zapyta mnie, za co tak bardzo lubię Sherlocka, to odpowiem, że nie lubię, ale
mam obsesję i pokażę im to. Żeby przekonali się, że to nie jest zwykły serial,
tylko coś więcej. Niech wiedzą, co zrujnowało moje życie i przez co już nigdy
nie będzie takie samo. Zobaczcie, jak skończyłam… pisząc pracę o jednej
trzynastoodcinkowej produkcji na dwa i pół tysiąca wyrazów. Obejrzałam
‘Sherlocka’ w sumie jakieś pięć razy od początku do końca. Natomiast, zapewne
zrobię to jeszcze raz, by szukać perełek w tej kopalni podtekstów i symboli.
Muszę się jednak zebrać, ponieważ w tym momencie, kosztuje mnie to za dużo
emocji.
Czy
ktoś z was kiedyś oglądał coś, co zrobiło na nim aż takie wrażenie i zmieniło
wasze spojrzenie na świat?
Audrey Catriona
Meh, muszę obejrzeć najnowszy sezon, ale jakoś mi to nie wychodzi. Gdy ogladałam po raz pierwszy uwielbiałam, ale za drugim podejściem do pierwszego sezonu odkryłam, że... to cholernie mi się dłuży. Niektóre sceny były tak przeciągnięte, że aż bolało xD
OdpowiedzUsuńJa w ogole nie znam tego serialu. Musze obejrzec z ciekawosci ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń