niedziela, 8 lipca 2018

#82: TO( Stephen King) - RECENZJA audrey

Witam. Audrey po kilku miesiącach czytania skończyła właśnie pewną powieść i jest pod na tyle sporym wrażeniem, że postanowiła podzielić się swoim zdaniem na jej temat. Mianowicie, mam na myśli ‘TO’ Stephena Kinga. (Ale co? Właśnie to.) Wstrzymam się na razie z wyrażaniem własnej opinii na rzecz przybliżenia zarysu książki tym, którzy o niej nie słyszeli. Mimo, że jakiś czas temu było o niej głośno ze względu na nową wersję jej ekranizacji, o której też później wspomnę. Wybaczcie, jeśli uznacie coś, co tu napiszę za spoiler.

Zatem, jest takie jedno amerykańskie miasteczko. Z pozoru, niewinne. Derry jednak nie jest zwyczajne. Czyste zło, czające się w kanałach pod miastem, przybierające dla niepoznaki kształt wesołego klauna Pennywise’a co dwadzieścia kilka lat powoduje zniknięcia dzieci. Historia Derry, czego dowiadujemy się stopniowo, zawiera wiele więcej krwawych wydarzeń. Tak się po prostu dzieje. Ludzie z czasem przyzwyczaili się do tego, że co jakiś czas gdzieś leje się krew i dla nich to już nic nadzwyczajnego.



Kolejny cykl śmierci rozpoczyna w wakacje 1958 roku morderstwo małego George’a Denbrough.
Bill- dwunastoletni brat zmarłego, obwinia się o śmierć brata, od którego odejścia życie Billa diametralnie się zmienia – rodzice stają się wobec niego zimni, co zdecydowanie nie pomaga chłopcu. Mimo wszystko, Wielkiego Billa (oprócz jąkania się) charakteryzuje odwaga, determinacja i niepochamowana rządza zemsty, która objawi się w swoim czasie. Uważam go za najmniej ciekawego z bohaterów, pomimo że jest, powiedzmy, najważniejszy z nich; bo jest kimś w rodzaju przywódcy. A może właśnie dlatego. Wyrasta na nieco zmęczonego życiem, poddenerwowanego pisarza, co ratuje go w moich oczach.

Eddie Kaspbrak, który przyjaźni się z Billem od początku historii, objawia się nam jako wrażliwy, chorowity i w nadmiernym stopniu poddany swojej nadopiekuńczej matce chłopiec. Sam fakt, że zawsze musi mieć przy sobie swój aspirator wypełniony lekarstwem na astmę nadaje mu osobowości, jak dla mnie. Eds jest o tyle ciekawy, że tego typu postaci zawsze mają u mnie plusy.
Richie Tozier jest przebojowy, energiczny i niekiedy mówi za dużo, niż powinien (Bip – bip, Richie), przez co pakuje się w kłopoty. Jego ulubionym zajęciem jest zmienianie głosów na, między innymi, głos ‘Murzyńskiego dziecka’ albo sąsiada o irlandzkich korzeniach. Czego może się bać taki słabo widzący cwaniaczek, jak Niewyparzona Gęba? Powiem tyle, że najlepsze cytaty, jakie zawiera książka wychodzą właśnie z ust Richiego. Wesołość stanowi przykrywkę dla jego strachu. Nie sposób nie lubić tak wyraźnej osobowości.

Beverly Marsh, czyli nasza zastraszona rudowłosa piękność, która poza domem jedna okazuje się nie być taka strachliwa. Niestety, swojemu ojcu nie może wypłakać się w rękaw. Bevvie jest odrobinę nijaka, o czym świadczy to, że nie wiem, jak ją określić. Z jednej strony radzi sobie świetnie w trudnych sytuacjach i ma umiejętności, których reszta nie posiada, ale też uważam ją za naiwną i uległą. Nie wiem, co o niej sądzić, ponieważ pewne jej działania sprawiły, że może jednak mam do niej pewnego rodzaju sympatię. Jako  dorosła, cóż, nie podoba mi się.

Stanley Uris nigdzie nie rusza się bez schludnego ubioru i atlasu ptaków. Ten żydowskiego pochodzenia chłopiec jest powściągliwy i spokojny, ale do czasu. Szybko traci zarówno cierpliwość, jak i zapał. Naprawdę jednak potrafi zrobić użytek ze swojej rozległej przyrodniczej wiedzy. Stan ma lęk, do którego niechętnie się przyznaje, a wynika on z historii, którą niegdyś przeczytał. Teraz nie może się jej pozbyć, więc ona go nawiedza. Dosłownie. Osobiście, bardzo lubię tę postać i to chyba przez to, że jest najbardziej zbliżony do mnie charakterologicznie. Czytając niektóre jego wypowiedzi, kiwałam głową z aprobatą, a to o czymś świadczy.

Ben Hanscom, pasjonat książek i słodyczy, wykazujący duże zdolności architektoniczne. W bibliotece spędza więcej czasu, niż w domu, co mówi samo za siebie. Jeśli ktoś chciałby rozpoznać go w tłumie, mogę powiedzieć, że jako dziecko ma nieco zbędnych kilogramów, co zmienia się z wiekiem. O dodatkowe zmartwienia przysparza Heystacka jego romantyczna natura, ale to już inna sprawa. Na początku historii, polubiłam chłopca, ale z czasem stał mi się jakby obojętny. To przykre, bo nie określiłabym go jako nijakiego.

Mike Hanlon wywodzi się z robotniczej, afroamerykańskiej rodziny. Jedyny ocalony od zapomnienia, mogłabym rzec. Chłopiec jest bardzo zaradny i charakteryzuje się wyjątkowo trzeźwym myśleniem. Mógłby mieć trochę bogatszą osobowość, ale to nie zmienia faktu, że stanowi on bardzo ważny punkt w fabule. Gdyby nie on, pewnie byśmy jej nie poznali…



Ta siódemka okazuje się dzielić ze sobą nie tylko to, że każde z nich przeżyło spotkanie z Tym, ale co do jednego są odrzuceni przez społeczeństwo. Dopiero kiedy wszyscy spotykają się w Barrens, czyli miejscu ich schadzek, krąg się domyka. Prawda wychodzi na jaw, podobnie, jak moc dżemiąca w tej grupie dzieciaków. Sytuacja każdego z Frajerów jest opisana tak szczegółowo, że z pewnością zdacie sobie sprawę, że któreś z nich jest wam zaskakująco bliskie charakterologicznie, jeśli po mojej krótkiej charakterystyce jeszcze tego nie dostrzegliście. Jak to się mówi, każdy znajdzie coś dla siebie.

Jaką bronią mogą dysponować takie niedoświadczone gnojki, żeby przyprawić samo To o niepokój? Jak sprawili, że To dostrzegło w nich przeciwnika, a nie ofiarę?

Historia Frajerów, która wydarzyła się w wakacje 1958 roku to jednak tylko część książki. Przecież dwadzieścia siedem lat po tamtych wydarzeniach, To budzi się i znowu zaczyna swój żer. Bill, Eddie, Beverly, Ben, Richie oraz Stan wyjechali z Derry, a ich losy potoczyły się w różnych kierunkach. Prowadzą, jeśli można tak powiedzieć, normalne życie i rozwijają swoje kariery telewizyjne, pisarskie i tak dalej. Najgorsze jest jednak to, że żadne z nich nie pamięta dzieciństwa. Wszystko zostało wymazane z ich pamięci i zapomnieli nawet samych siebie. Mike Hanlon jest wyjątkiem, ponieważ jako jedyny z nich pozostał w mieście przez lata zbierając informacje z historii tego miejsca. Kiedy ludzie zaczynają znajdować kolejne ciała dzieci, mężczyzna postanawia wykonać telefony do swoich dawnych przyjaciół. Przysięga jest przysięgą. Brutalnie, lecz stopniowo pamięć zaczyna wracać do każdego z nich. Przyjeżdżają więc, chcąc nie chcąc do Derry na kolejne spotkanie z własnymi lękami. A Pennywise stosuje bardzo cwane chwyty, by ich odstraszyć. Oj, bardzo cwane. Czy, będąc dorosłymi ludźmi, uda im się pokonać tę ohydną, krwiopijczą i jakże potężną siłę?
Szczegóły, szczegóły i jeszcze raz szczegóły. To one sprawiają, że horror jest tak realistyczny, że w chwili zapomnienia naprawdę można uwierzyć, że historie w nim przedstawione rzeczywiście miały miejsce. Książka jest tak niesamowicie wciągająca wcale nie przez to, że jest wulgarna, brutalna i krwawa. Czytałam ją długi czas i wcale mi się nie nudziła (pomimo, że nie należy do najcieńszych) właśnie przez to, że bohaterowie są niebanalni i świetnie rozbudowani psychologicznie. Zarówno nasza główna siódemka, jak i bardziej poboczne postaci takie, jak Henry Bowers (który również stanowi bardzo ważny wątek) i jego kolesie, z którymi Frajerzy nieraz musieli stoczyć walkę. Sama forma sprawia, że trudno się znudzić tą powieścią, ponieważ cały czas skaczemy po linii chronologicznej. Raz mamy wydarzenia dzieciństwa, zaraz dorosłość i dochodzą do tego jeszcze opisy krwawych incydentów, jakie nastąpiły kiedyś kiedyś oraz notatki Mike’a. Może to zabrzmiało trochę odstraszająco. Gwarantuję więc, że nie macie się czego obawiać, bo się nie pogubicie. To właśnie czyni tę książkę tak atrakcyjną w odbiorze, ponieważ wszystkiego dowiadujemy się z czasem, stopniowo. Tak samo, jak pamięć wraca do bohaterów. Jest genialnie napisana i możemy się w niej spotkać z nieograniczoną wręcz wyobraźnią Kinga. Za to należy się owacja dla tego pisarza. ‘TO’ jest początkiem mojej przygody z jego twórczością i mam zamiar przeczytać inne jego horrory.
Gdybym miała powiedzieć krótko, o czym właściwie jest ‘TO’ powiedziałabym, że o pokonywaniu lęków; o broni, którą każdy w sobie ma, natomiast trzeba ją znaleźć; o heroizmie; o sile determinacji oraz, przede wszystkim, o przyjaźni. Gdybym miała powiedzieć, jakie jest ‘TO’, powiedziałabym, że zaskakujące (przynajmniej dla mnie). Byłam zaskakiwana przez całą powieść, a przy zakończeniu, tym bardziej (mimo, że być może odrobinę bym je zmieniła). Dodałabym jeszcze, że jest po prostu smutna. Bo w tej wielkiej kałuży krwi można dostrzec łzy żalu. Czuję, że teraz w różnych momentach mojego życia będą przypominały mi się właśnie te dzielne dzieciaki, które zjednoczyły się w obliczu zagrożenia.

Jedna uwaga – oni byli aż za bardzo zjednoczeni. Brakowało mi trochę ‘wewnętrznych konfliktów’. Gdyby tylko nie byli aż tak zgodni ze sobą. Ale możliwe, że to właśnie cały sens, a ja niepotrzebnie żądam dramy.

Obiecałam, że wspomnę słówkiem o filmie, więc oto ono. Starej wersji jeszcze nie oglądałam, natomiast mogę wypowiedzieć się na temat tej nowej. Stanowi ona jedynie namiastkę wszystkiego tego, co jest zawarte w książce. Oglądając ‘IT’, czułam duży niedosyt i lekkie rozgoryczenie tym, że zmieniono tu wiele faktów. I mówiąc ‘wiele’ wcale nie przesadzam tym bardziej, że są to istotne fakty. Natomiast, tego, że rola Billa Skarsgårda jako Pennywise'a jest genialna, nie można odmówić. Cóż, czekam na ‘IT. Chapter Two’, nad którym obecnie trwają prace i który wejdzie na ekrany kin w następnym roku. Liczę, że jeszcze zobaczę to, czego nie miałam okazji zobaczyć w pierwszej, a chciałam.

Nie mogę się powstrzymać, żeby nie załączyć mojego rysunku, który narysowałam już jakiś czas temu we frustracji po obejrzenie filmu związaną z tym, że niektórzy aktorzy nie wyglądali tak, jak wyobrażałam sobie postaci czytając książkę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...