wtorek, 18 sierpnia 2020

#106: Tajemnice Pielęgniarek. Prawda i uprzedzenia. (Marianna Fijewska) - recenzja

 Hej ludziki! Jak wasz... wtorek? Jeju, już 18 sierpnia! Ale ten czas leci! Jak tam przygotowania do nowego roku? Kto z was wraca na studia? Ja mam nadzieję, że wracam:D Przychodzę do was dziś z recenzją reportażu "Tajemnice Pielęgniarek. Prawda i uprzedzenia", który niedawno przesłuchałam w ramach mojego postanowienia, że zacznę czytać więcej reportaży. 

Tytuł oryginalny: Tajemnice Pielęgniarek. Prawda i uprzedzenia.
Autor: Marianna Fijewska
Lektor: Liberek Barbara
Tłumacz: -
Wydawnictwo: W.A.B
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 320 (6 godzin 11 min.)

"Według stereotypu pielęgniarka to osoba idealna, łagodna, dobra, opiekuńcza, współczująca, która ma potrzebę nieść bezinteresowną pomoc. A jaka jest prawda, czy pielęgniarka to siłaczka pełna ideałów pracująca z pasji, czy wredna herod-baba? W tej książce to one mają głos, przedstawiają obraz środowiska – opowiadają o sobie, o warunkach pracy, relacjach z lekarzami i zwierzchnikami, o konfliktach. To, czego się dowiemy, każdego zszokuje.


Sądzisz, że o pracy pielęgniarek wiesz wszystko? Pracują ponad siły, zarabiają niewiele, są na każde wezwanie, każdego dnia stykają się z chorobą i śmiercią, walczą o godne wynagrodzenie i szacunek, budzą skrajne, często negatywne, emocje, są wypalone zawodowo już po kilku latach pracy. Ile w tym wszystkim prawdy, a ile mitów oraz uprzedzeń?

Po lekturze „Tajemnic pielęgniarek” przekonasz się, że nie wiesz o tym zawodzie jednak wiele. Dzięki lekturze tej książki, można zajrzeć w miejsca, w które normalnie nie można wejść.

Książka napisana przez dziennikarkę serwisu WP Kobieta, niebojącą się iść pod prąd i zadawać trudne pytania. Marianna Fijewska na co dzień odkrywa fakty i porusza kontrowersyjne tematy społeczne."
opis z lubimyczytac.pl

Może zacznijmy od minusów, żeby szybciej przejść do tego, co mnie się w tej książce podobało. No więc, reportaż niestety mi się delikatnie dłużył, a szczególnie momenty opisujące walkę pielęgniarek o wyższe zarobki, czy o prawne kruczki wykorzystywane do zaharowywania pielęgniarek ponad ich siły i nie płacenie im potem tych dodatkowych godzin. Wiem, że są to bardzo ważne tematy i nie umniejszam ich wagi. Myślę, że nudził mnie sposób w jaki te tematy były poruszane.

Niestety, to prawda, że w naszym kraju wiele zawodów nie jest należycie opłacanych. Według portalu wynagrodzenia.pl i statystyk ze stycznia 2020, pielęgniarka w Polsce zarabia BRUTTO 3960 złotych. Niestety, już po odjęciu potrąceń mediana stawek wynosi już 2879 złotych. Dwadzieścia procent pielęgniarek zarabia mniej lub więcej niż ta liczba, zależnie od wykształcenia, stażu, województwa i wielkości firmy. Nie są to duże kwoty biorąc pod uwagę ile godzin wykonują pielęgniarki każdego dnia. Według portalu e-prawnik.pl, podstawowy czas pracy wynosi 7 godzin 35 minut na dobę i 40 godzin tygodniowo. Jednakże, dopuszczalne jest wydłużenie tego czasu do 12 godzin na dobę. 

"Jest cholernie trudno. Jeśli ktoś poszedł na pielęgniarstwo z przypadku to nie poradzi sobie. Tę pracę trzeba czuć i kochać. Oprócz tego trzeba też być trochę nienormalnym, żeby się na nią zdecydować."

Według tego, co mówiły pielęgniarki w wywiadach przeprowadzanych przez autorkę książki, czasem nie mają one nawet chwili wytchnienia, a ich praca to ciągły bieg, pomaganie ludziom i lekarzom, wypełnianie dokumentów i radzenie sobie z problemami pacjentów. Podobało mi się to, że autorka pokazała też drugą stronę, czyli te pielęgniarki, które uważają, że wszystko im się należy i te, które wysługują się nowymi i stażystkami. Każdy kij ma dwa końce i choć wiem, że jest mnóstwo świetnych, ciężko pracujących pielęgniarek, ja miałam nieszczęście wiele razy spotkać się z tymi drugimi. Wciąż pamiętam, jak po tygodniu leżenia plackiem w szpitalu po tym, jak spadłam z parku linowego, któregoś dnia poprosiłam pielęgniarkę o pomoc w przejściu do łazienki, a ona odpowiedziała mi chamsko " A co? Nie umiesz chodzić?" , kompletnie mnie olewając. Eh, chciałabym mieć szczęście i trafiać tylko na te empatyczne kobiety. Lub mężczyzn, bo trzeba pamiętać, że mężczyźni też mogą być pielęgniarzami. 

"Ktoś powie, że mamy znieczulicę. Bo mamy, ale jak tu nie mieć, gdy człowiek cały czas jest otoczony śmiercią i wypadkami? Jakbym brała nieszczęście każdego pacjenta do siebie, zwariowałabym."

Brak empatii również był poruszony w tym reportażu. Tłumaczono go tym, że kiedy człowiek spotyka się z taką ilością tragedii, smutku i nieszczęścia, w którymś momencie odcina się mentalnie od tego, co się dzieje i zaczyna traktować kolejne sprawy tylko jako pracę, którą trzeba wykonać. I znowu, rozumiem to i szanuję, ale nie ukrywam, że miałam wrażenie, że to wszystko ma wyjaśnić czasem naprawdę okrutne zachowania pielęgniarek, a takich nie będę usprawiedliwiać. Jak najbardziej, jestem za tym by oddawać pacjentom to, co się dostaje. Jeśli pacjent jest wredny, nie rozumiem powodu, dla którego zmęczona pielęgniarka, która jest też przecież człowiekiem, nie miała by wrednie odpowiedzieć. Jednak, każde złe zachowanie do osób, które na to nie zasłużyły będę potępiać. Jedna z pielęgniarek wypowiadających się stwierdziła, że one są do tego, by ratować życie, a nie być na każde zawołanie. Zgadzam się, jasne, nie ma problemu ale nie przeginajmy też w drugą stronę. Jeśli pacjent widzi, że pielęgniarka sobie siedzi i nic nie robi, albo urządza pogaduszki, wtedy nie widzę przeszkód w zapytaniu o coś, czy poproszeniu o pomoc. Podsumowałabym to krótkim: troszkę pokory z jednej i z drugiej strony. 

"(...) na tysiąc pacjentów w Polsce przypada 5,2 pielęgniarek. To dno Europy. W Niemczech współczynnik ten wynosi 13,3 z kolei w Szwajcarii prawie 18”."

Większa część tej książki była interesująca, szczególnie biorąc pod uwagę to, jak niewiele wiadomo o pracy pielęgniarek oraz jak wiele uprzedzeń ludzie do nich mają. Nie, że się dziwię, bo niestety jedno zgniłe jabłko rzutuje na całą resztę. Mimo wszystko, uważam że dobrze, że taki reportaż powstał. Pokazuje on, że są pewne rzeczy, o których nie wiemy jako ludzie nie pracujący w danym zawodzie. Nie wiemy, jak to jest na co dzień spotykać się ze śmiercią, tragedią, smutkiem, emocjami. Nie wiemy, jak to jest iść do pracy nie wiedząc, czy malutki chłopczyk, z którym spędzało się tyle czasu nie zmarł w nocy. Nie wiemy, jak to jest być obarczanym za wszystko, co się dzieje złego. No dobra, są inne zawody, gdzie możemy tego doświadczyć ale nie możemy ignorować faktu, że praca pielęgniarki wcale nie jest taka łatwa. Dobrze było posłuchać też o wewnętrznych problemach wśród pielęgniarek. W końcu, co pielęgniarka to inne podejście do pracy i pacjenta. Nie wszystkie osoby pracujące w tej samej branży będą się ze sobą zgadzać. 

Uważam, że "Tajemnice Pielęgniarek. Prawda i uprzedzenia." to książka warta przeczytania lub odsłuchania, jak w moim przypadku. Nie straciłam na nią czasu, a i dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy. 

Ocena: 9/10


sobota, 15 sierpnia 2020

Blogowo- Książkowe Podsumowanie Lipca!!! BOOK HAUL + WRAP UP + Sierpniowy TBR!!

 Hej ludziki! Co u was słychać? Jak wam mija sierpień? Ja spędziłam wspaniałe wakacje w domu, z mamą i siostrą. Powoli szykuję się do powrotu do Anglii i choć nie mogę się doczekać, to szczerze mówiąc nie chcę wyjeżdżać z domu. Wiecie, jak to jest. Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej. Może nie zawsze ale i tak mi przykro, że znów wyjeżdżam. No ale cóż, takie życie. 

Dziś przychodzę do was z podsumowaniem blogowo- książkowym. Dawno takich nie robiłam, a w sumie zawsze lubiłam je pisać. To co? Zaczynamy?

zdjęcie: Pinterest

Przeczytane w lipcu: 

  • "Niewidzialny człowiek" - Herbert George Wells (przeczytane: 26.07.2020)
Powiem szczerze, że nie była to jakaś rewelacyjna książka, ale nie była też zła. Odrobinę nudnawa momentami. Świetnie mi się jej słuchało jako dodatek do układania puzzli. Wątpię, że byłabym w stanie ją skończyć, gdyby nie forma, w jakiej się z nią zapoznawałam. Podsumowując, książka przeciętna, którą oceniłam na 6/10. Nie będę jej recenzowała.


  • "Klub miłośniczek czekolady" - Carole Matthews ( przeczytane: 15.07.2020)
Jestem zawiedziona tą książką, bo podchodziłam do niej oczekując fajnej, lekkiej ale nie głupiej i przewidywalnej powieści o miłości i przyjaźni. I oczywiście o czekoladzie, w końcu do "Klub miłośniczek czekolady". Niestety, koniec końców ledwo dobrnęłam do 110 strony. Książka nie jest ani zabawna, ani interesująca. No, może z kilkoma wyjątkami. Mimo wszystko, jak na powieść liczącą sobie 350 stron, 110 powinno wystarczyć, by zachęcić czytelnika. Tak się nie stało, a ja byłam zmuszona ocenić ją na 4/10


  • "A u nas powstanie!" - Magda Podbylska ( przeczytane: 26.07.2020)
Choć jest to bardzo krótka książka, bo ma tylko 144 strony, to jest to najlepsza książka tego miesiąca. Nie będę się rozpisywać na jej temat, bo jej recenzja już niedługo pojawi się na blogu. Ocena: 8/10



PRZECZYTAŁAM W SUMIE 408 STRON, 
co daje 13 stron dziennie. Wstyd, oj wstyd. 


Book Haul:



Nie planowałam kupować żadnych nowych książek, bo wiem, że to nie ma sensu. Wolę przeczytać ebooka i jeśli mi się spodoba do tego stopnia, że chcę posiadać jego papierową wersję, wtedy dopiero kupuję daną książkę. 
A jednak, dołączyły do mojej biblioteczki nowe śliczności piękności. I to totalnie za free. Dowiedziałam się, że niedaleko mojego miasta został otworzony Dom Spokojnej Książki ( o którym z resztą napiszę w innym poście), do którego można przywieźć książki, których się już nie chce. Zamiast wylądować na śmietniku, książki mogą znaleźć nowego właściciela. Właśnie w ten sposób zdobyłam serię " Dotyk Ciemności":
1. "Cienie"
2. "Polowanie"
3. "Gorączka"
4. "Zdradzona"

Jestem własnie w połowie pierwszego tomu, ale nie będę się wypowiadała na razie na jego temat.

 
Sierpniowy TBR:
  • "Blackout" - Marc Elsberg (książka na noc)
Na dzień dzisiejszy jestem na 12% książki, czyli tak mniej więcej na 94 stronie. Pierwsze podejście miałam z ebookiem ale się nie wciągnęłam i dopiero audiobook umożliwił mi zapoznawanie się z tą książką w przyjemny sposób. 
  • " Cienie" - Amy Meredith ( książka na średni humor)
Tak jak już wspominałam jestem w połowie tej książki, dokładnie na 112 stronie. Plan jest taki, żeby jeszcze dzisiaj ją skończyć. 
  • "Szczury Wrocławia. Kraty"- Robert J.Szmidt (książka na wieczory)
Jestem na 9%, czyli na 56 stronie i jak na razie bardzo mi się ta powieść podoba. Uwielbiam takie historie o zombie, w których krew się leje, a fabuła na tym nie traci. 
  • "Kryształowa czaszka" - Manda Scott ( książka na słoneczne dni)
Utknęłam na 66 stronie i jakoś nie mogę się zmusić do dalszego czytania. Mam nadzieję, że mi się uda i skończę ją czytać w ciągu najbliższego tygodnia. 
  • "Teściowe muszą zniknąć" - Alek Rogoziński ( książka na poranki)
Z tą książką mam taki problem, że w sumie całkiem mi się podoba i jest wciągająca, ale mimo wszystko utknęłam na 70 stronie i za kija nie mogę się ruszyć. Zobaczymy, czy do niej wrócę, czy nie. Jeszcze nie wiem. 


Podsumowanie Blogowe

No, to teraz już króciutko o postępach bloga.
Liczba postów: 1
Liczba komentarzy: 3
Liczba wyświetleń: 665

To już wszystko na dziś! Mam nadzieję, że nie zanudziłam was na śmierć. Życzę wam miłego dnia:)

niedziela, 9 sierpnia 2020

#105: Z nienawiści do kobiet ( Justyna Kopińska) - recenzja

Hej ludziki!
Miałam napisać tę recenzję już dawno temu ale jak zwykle o niej zapomniałam, tak jak zresztą o wielu innych rzeczach. Ostatnimi czasy zaczęłam czytać, a właściwie słuchać coraz więcej reportaży. „Z nienawiści do kobiet” było pierwszym reportażem, jaki przeczytałam w tym roku. Jeśli chcecie się dowiedzieć jakie wrażenie na mnie wywarł, zachęcam do czytania dalej. 

Tytuł oryginalny: Z nienawiści do kobiet
Autor: Justyna Kopińska
Tłumacz: -
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 224


Justyna Kopińska zebrała w tym zbiorze kilka napisanych przez nią reportaży na wiele trudnych i szokujących tematów. Wbrew temu, co sugeruje tytuł, nie są to opowieści tylko o kobietach, a raczej zbiór historii ludzi, którzy musieli zmierzyć się z samotnością, złem w różnej postaci, odrzuceniem i zaniedbaniem władz. Szczerze mówiąc, bardzo ciężko słuchało mi się tych reportaży. Nie dlatego, że autorka napisała je w toporny sposób, wręcz odwrotnie. W ciągu jednego dnia przesłuchałam całego audiobooka, ale emocje jakie towarzyszyły mi podczas odsłuchiwania- złość, smutek, rozczarowanie, współczucie- wymęczyły mnie do tego stopnia, że musiałam robić przerwy w słuchaniu. 

Wiele z tych historii było niesamowicie ciekawych i wstrząsających, ale było kilka takich, które zostaną ze mną, w moich myślach, na zawsze. Jednym z takich tekstów był reportaż zatytuowany " Ksiądz pedofil odprawia dalej" o księdzu, który omamił dziewczynkę i jej rodziców, gwałcił ją przez ponad rok, potem został skazany z kilkadziesiąt przestępstw seksualnych ale ze względu na to, że dziewczyna nie była w stanie stawić się na rozprawę ze względu na swój katastrofalny stan psychiczny po wszystkim, co przeszła, pedofil został ułaskawiony i, jak to w Polsce i nie tylko bywa, przeniesiony do innej parafii. 

Kolejnym był " Z nienawiści do kobiet"- tekst o tym, jak to molestowanie seksualne kobiet w wojsku polskim przez oficera jest zamiatane pod dywan. Ten reportaż uderzył we mnie ze zdwojoną siłą, szczególnie biorąc po uwagę to, co dzieje się w tym momencie na świecie, ale i w Polsce w tym momencie. Traktowanie kobiet przedmiotowo jest tak znormalizowane w społeczeństwie, że mężczyźni nie czują się winni rzucania w stronę kobiet seksualnych, zboczonych komentarzy, obłapywania i dotykania kobiet bez ich zgody. Jeśli takie rzeczy są zamiatane pod dywan i ignorowane, a tacy mężczyźni nie ponoszą konsekwencji, może dochodzić do takich sytuacji jak śmierć Vanessy Guillen, która została bestialsko zamordowana, a która na kilka tygodni przed śmiercią mówiła rodzinie, że jest molestowana, ale zgłoszenie tego nic nie da. Tak nie może być! Słuchanie tego reportażu ze świadomością, że dla wielu osób molestowanie seksualne to żart, a na kobiety patrzy się jak na chodzące mięso, powodowało u mnie ogromną złość i żal, że nawet osoby, które chcą walczyć i bronić swojego kraju nie mogą uniknąć takich okropieństw. 

W zbiorze znajdują się też inne reportaże:
- o Violettcie Villas, o tym kim była za kamerami, jaką matką była i jak jej wspinaczka na sam szczyt skończyła się bolesnym upadkiem; opowiedziane przez syna i synową
- o rozmowach z homoseksualistami, którzy mimo nienawiści i braku respektu ze strony kościoła, wciąż chcą być jego częścią
- o dyrektorze więzienia, który zamordował jednego z więźniów, a którego sąd wysłał na samodzielne leczenie, mimo że jego stan psychiczny nie wskazywał na to, że jest to dobry pomysł
- o tym, jak przez zatargi i nieporozumienia wśród organów policji, dwie pary zostały brutalnie zamordowane, a sama sprawa zamieciona pod dywan
- rozmowa z " ostatnim klezmerem Galicji"- Leopoldem Kozłowskim, pianistą, dyrygentem i kompozytorem, który będąc w obozie pracy należał do orkiestry i musiał grać dla swoich oprawców.

Ten zbiór zrobił na mnie ogromne wrażenie i zdecydowanie sięgnę po inne książki Pani Kopińskiej. Wam, drodzy czytelnicy, polecam sięgnąć po te reportaże, chociażby dla świadomości, jak okrutny i niesprawiedliwy potrafi być ten świat. 

OCENA: 9/10



czwartek, 30 lipca 2020

#104: Przeklęte drzewo (Allison Rushby) - recenzja

Witajcie ludziki! Tak, wiem że znowu mnie długo nie było ale miałam swoje powody. Teraz wracam i jeju jak ja się cieszę, że wróciła mi też wena do czytania! Kończę jedną książkę za drugą i ciężko jest mi przestać i zająć się innymi rzeczami. Tęskniłam za czytaniem. 
Kolejną powieścią, którą przeczytałam w czerwcu jest "Przeklęte drzewo" i to właśnie o niej wam dziś opowiem. 

Tytuł oryginalny: The Mullberry Tree 
Autor: Allison Rushby 
Tłumacz: Marta Mortka
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 300

Prawie jedenastoletnia Immy przeprowadza się wraz z rodzicami do małej angielskiej miejscowości, by zacząć nowe życie. Zaproponowane im zostaje kilka propozycji do wynajęcia, ale rodzina decyduje się zamieszkać w Lawendowym Domu- choć pięknym, to tajemniczym domku z dużym ogrodem i wielkim, starym drzewem, którego, jak nasi bohaterowie się dowiedzą, boi się cała wieś. Ludzie powiadają, że drzewo to porwało już dwie dziewczynki, obie w noc przed ich jedenastymi urodzinami. Choć rodzina z początku w to nie wierzy, Imogen zaczyna słyszeć piosenkę dochodzącą znikąd, a to prowadzi ją do rozpoczęcia śledztwa w sprawie starej morwy i zaginionych dziewczynek. Jaką tajemnicę odkryje? Czy drzewo faktycznie jest magiczne? 

Ze względu na to, że książka jest krótka, a ja nie chcę zdradzać za wiele, ta recenzja będzie tylko kilkuzdaniowa. Książka napisana jest prostym językiem ale mimo to dzięki ciekawej i wciągającej historii bardzo przyjemnie mi się ją czytało. Z początku nie wiedziałam czego oczekiwać ale byłam pozytywnie nastawiona do tej lektury. Będąc szczerą, nie spodziewałam się, że książka dla dzieci będzie na tyle mroczna i tak klimatyczna. Historia starej morwy zainteresowała mnie i z wielką ciekawością czytałam kolejne rozdziały, wraz z główną bohaterką rozwiązując wieloletnią zagadkę zniknięcia trzech dziewczynek. Uważam że jest to powieść zdecydowanie warta przeczytania ze względu na to, że nie jest nudna, ma ciekawych bohaterów i zaskakująco fabułę. Polecam. 

OCENA : 9/10



środa, 10 czerwca 2020

#103: Zatopiony świat (Tom Huddleston) - recenzja

Hej ludziki! Ostatnimi czasy czytam książki w szaleńczym tempie i nie wyrabiam się z pisaniem ich recenzji. Na szczęście, zmobilizowałam się wczoraj i dzięki temu mogę wam przedstawić recenzję powieści "Zatopiony świat". 

Tytuł oryginalny: FloodWorld
Autor: Tom Huddleston
Tłumacz: Elżbieta Janota
Wydawnictwo: Wilga
Rok wydania: 2020
Liczba stron: 304

Kara i Joe to dwójka młodych mieszkańców Londynu, ale nie takiego znanego nam z pocztówek, zdjęć, czy jak w moim przypadku, spacerów jego uliczkami. Ten Londyn znajduje się w dużej części pod wodą, a wokół tego, co jeszcze stoi, widać tylko ocean. Przerażająca wizja, nie? Kara i Joe mieszkają w tej biedniejszej części miasta. Ledwo starczy im na jedzenie, więc tak jak wiele innych dzieci pracują dla ludzi wydobywających rzeczy ze starych budynków, nurkując po to, co jeszcze nie zostało wydobyte z wody. Pewnego dnia ich świat kompletnie się jednak zmieni, kiedy to jeden z tak zwanych Wodniaków, terrorystów, ludzi morza, ocali Joe'mu życie, wplątując go i Karę w ogromne tarapaty. W pościg za nimi ruszają najniebezpieczniejsi ludzie, jakich mogli spotkać na swojej drodze. Czy uda im się uciec? Czy dowiedzą się, co kryje się za mapą daną Joemu przez Wodniaka? Jaki los czeka dzieci? 

"Zatopiony świat" to naprawdę świetna, wciągająca i trzymająca w napięciu książka. Oceniając po przepięknie zaprojektowanej okładce wiedziałam, że szykuje się niezły kąsek ale jeszcze nie podejrzewałam wtedy, jak bardzo powieść skierowana do dzieci i młodszych nastolatów mi się spodoba. Historia Kary i Joego rozgrywa się w zalanym wodą Londynie, który już od pierwszych stron jest bardzo dobrze opisany, umożliwiając czytelnikowi wyobrażenie sobie zgliszczy i tego, co zostało z dawnego Londynu. Właściwie, to tylko jego części, bo Wrakowisko- dom głównych bohaterów, jest oddzielone murem od centralnego Londynu, a w szczególności Parlamentu. Nikt jednak nie wie, jak jest za murem, bo mieszkają tam tylko najbogatsi i ci posiadający obywatelstwo, a mało kto je ma. Jest to jedna z tajemnic, które jako czytelnicy będziemy odkrywać wraz z Karą i Joe. 

"- Wiesz, nadal nie rozumiem, dlaczego to zrobiłaś Karo. Ci ludzie z Miasta nic dla ciebie nie znaczyli. Uczynili twoje życie piekłem, a ty po prostu im przebaczyłaś. 
- Zrobiłam to dla mieszkańców Wrakowiska- wyjaśniła. - Żeby udowodnić, że nie wszyscy jesteśmy potworami jak ty, niezależnie od tego, jaką krzywdę nam wyrządzili. 
(...)się roześmiał(...)
- Każdy jest potworem. Tylko nie każdy daje to po sobie poznać. "

Z początku nie byłam przekonana do tej powieści. Ot, kolejna książka o biednych dzieciakach, które w złym świecie mają tylko siebie i muszą jakoś sobie radzić. Po części miałam rację, bo autor kładzie duży nacisk na relację między dwójką głównych postaci. Obserwujemy, jak z ludzi, którzy muszą się trzymać razem, żeby przeżyć, zmieniają się i pokazują swoje prawdziwe uczucia wobec siebie. Kara, choć miałam co do niej mieszane uczucia, okazuje się waleczną kobietą i opiekuńczą starszą siostrą wobec Joe, który także wyrasta na przestrzeni tych kilku rozdziałów na odważnego i pomysłowego chłopca, który nie boi się zaryzykować. Reszta bohaterów również jest bardzo dobrze napisana. Każdy z nich ma dwie strony, nikt nie jest całkowicie zły lub całkowicie dobry. Od początku do końca nie wiadomo do końca, komu ufać, a kogo się bać i od kogo uciekać w popłochu. Wraz z Karą i Joe odkrywamy, że nie wszystko jest takie, jakie się może wydawać, a to, co jest nam wmawiane przez media i rząd nie do końca musi być prawdą. Uważam, że jest to świetne przesłanie dla młodszych czytelników, by zawsze kwestionowali prawdziwość pewnych teorii i stwierdzeń i nie bali się samodzielnie myśleć i oceniać ludzi. 

Uważam, że jedynym minusem tej książki jest to, że miałam nadzieję na więcej opisów świata po katastrofie, albo chociaż samego Londynu po powodzi. Choć moje oczekiwania nie zostały w pełni spełnione, dostałam w zamian krótką wzmiankę o mieście, w którym mieszkałam przed przeprowadzką do Londynu, co mnie strasznie podjarało. Poza tym, wszystkie niedociągnięcia rekompensuje wartka akcja i morskie potyczki, a także sama wizja autora o tym, jak wyglądałaby ta część świata po katakliźmie. Bardzo chętnie wezmę się za kolejny tom tej serii, a wam polecam pierw przeczytanie " Zatopionego świata". Obiecuję wam, nie zawiedziecie się. 

OCENA: 8/10

                                            

sobota, 6 czerwca 2020

#102: Ludzie. Krótka historia o tym, jak spieprzyliśmy wszystko (Tom Phillips) - recenzja

Witajcie ludziki! Napisałam ten post już kilka dni temu, ale oczywiście zapomniałam go wstawić. Mam nadzieję, że wciąż chętnie przeczytacie to, co mam dziś do powiedzenia. :)

Tytuł oryginalny: Humans. A Brief historyof How we Fucked It All Up
Autor: Tom Phillips
Tłumacz: Maria Gębicka- Frąc
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 320 (5h20min audiobook)

Jeśli kiedyś zrobiliście coś tak głupiego jak podjęcie durnej decyzji, która strzeliła wam w kolano w ostateczności i zrobiła z was pośmiewisko... nie jesteście sami. Na przestrzeni wieków ludzie robili z siebie kretynów wielokrotnie, na tysiące różnych sposobów. Byli to nie tylko ludzie prości, ale też królowie, dowódcy, carowie i cała reszta tego tałatajstwa z kieszeniami większymi i pełniejszymi niż mój brzuch w święta. Wydaje się, że robienie głupich rzeczy, nie wyciąganie wniosków i powtarzanie tych samych błędów jest typowe dla ludzkiej rasy. Nie wierzycie? Tom Phillips udowodni wam to w jego książce " Ludzie. Krótka historia o tym, jak spieprzyliśmy wszystko". 

Uwielbiam historię, uwielbiam sarkastyczny humor, a jeszcze bardziej kocham ich połączenie. Niczym makaron z serem i majonezem, mix historii i humoru to przepis na świetną książkę. I tacy byli "Ludzie. Krótka historia jak spieprzyliśmy wszystko"- przezabawna, z mnóstwem historycznych ciekawostek i historii, o których na stówę nie uczyliście się na lekcjach w szkole. Rewelacyjny styl autora spowodował, że słuchało mi się tego audiobooka bardzo przyjemnie i chętnie sięgnę po inne jego książki. 

Osobiście nie przepadałam za audiobookami, dopóki nie chwyciłam za słuchowisko " Chaos". Od tamtej pory zdecydowałam się dać audiobookom drugą szansę i jak na razie jestem zachwycona. "Ludzie.." to drugi audiobook, za który się zabrałam i myślę, że gdybym czytała tę książkę, nie spodobałaby mi się tak bardzo, jak dzięki temu, że jej słuchałam. Nie wiem czemu ale czytanie literatury faktu zawsze zajmuje mi mnóstwo czasu. Nie dowierzałam, że słuchanie książek tego typu mogłoby mi ułatwić "robotę", ale jak się okazało, nie miałam racji. 

" Liczba rzeczy, które wiemy na pewno, jest maleńka w porównaniu z liczbą tych, o których wiemy, że nie wiemy. Liczba rzeczy, o których nawet nie wiemy, że nie wiemy, jest najprawdopodobniej jeszcze większa, ale niestety nie wiemy tego na pewno. "

Lektor- Maciej Kowalik, został bardzo dobrze dobrany. Dzięki jego sposobie czytania, książka stała się jeszcze ciekawsza. Z bananem na twarzy słuchałam o pijanych Anglikach próbujących podbijać Hiszpanię, o Szkotach poszukujących miejsca na zbudowanie Nowego Edynburga, po czym padających na malarię i inne choroby, o Chińskich przywódcach mordujących wróble i w konsekwencji pozwalając szarańczy na zorganizowanie wyżerki stulecia, o Wikingach na dzień dobry mordujących rdzennych mieszkańców Ameryki i dziwiących się, że nikt z nimi nie chce po czymś takim handlować. Słuchałam i zaśmiewałam się w głos z ludzkiej głupoty, myśląc ze smutkiem, że choć jesteśmy rozwiniętą cywilizacją, potrafimy popełniać karygodne i GŁUPIE błędy. 

Uważam, że "Ludzie. Krótka historia o tym, jak spieprzyliśmy wszystko" to literatura dla wszystkich. Rozdziały nie są za długie, a informacji nie jest tak wiele, by czytelnika przytłoczyły. Co więcej, jest ich wystarczająco, by zachęcić nas to poszukiwania informacji na interesujące nas zagadnienia we własnym zakresie, co jest według mnie świetnym pomysłem, bo możemy sobie wybrać, o czym chcemy wiedzieć więcej, a o czym już słuchać, czy też czytać nie chcemy. 
Ta pozycja podpasuje i wielbicielom historii, i tym którzy po prostu chcą się dowiedzieć, jak udało się ludziom tak pięknie ten świat spieprzyć. Ja wpasowuję się w obie te kategorie, dlatego polecam wam te książkę z całego serducha!

OCENA: 9/10


wtorek, 2 czerwca 2020

#101: Point of Retreat ( Colleen Hoover)- recenzja

Hej ludziki! Tak, dawno nie pisałam żadnych postów ale nie miałam kompletnie weny. Na szczęście udało mi się przygotować trochę wpisów na najbliższy tydzień lub dwa. :)
Dziś przychodzę do was z moją opinią na temat drugiego tomu serii "Slammed". Recenzję pierwszej części możecie znaleźć TUTAJ.

Tytuł : Point of Retreat
Autor: Colleen Hoover
Tłumacz: Jarosław Mikos
Wydawnictwo: YA!
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 282


Powiem szczerze, nie wiem od czego zacząć pisanie tej recenzji. Nie wiem czemu, ale recenzowanie drugich tomów serii zawsze sprawia mi trudność. No nic, jak nie spróbuję, to nigdy się nie dowiem, jak to wyjdzie. Będzie to krótka recenzja, bo inaczej musiałabym zaspojlerować wam fabułę, a tego bym robić nie chciała. Z tego samego powodu zdecydowałam się nie pisać opisu fabuły. 

"Point of Retreat" to drugi tom serii "Slammed" autorstwa Colleen Hoover. Przez pierwszy tom przemknęłam niczym błyskawica i choć druga część nie była aż tak dobra, jak część pierwsza, przeczytałam ją równie szybko. Jest to kontynuacja historii Lake i Willa, więc myślę, że bez znajomości początków ich związku i tego, przez co musieli przejść, by być razem, "Point of Retreat" nie zrobi na was takiego wrażenia. 

"To jest warte całego bólu,
Wszystkich łez
I błędów.
Serce mężczyzny i kobiety, którzy się kochają,
Jest warte całego bólu tego świata."

Ten tom nie daje czytelnikowi takiego emocjonalnego kopa, jak ten poprzedni ale też wprawia nas w zdziwienie i szok kilka razy. Zakończenie jest szczególnie zaskakujące. Gwarantuję wam, że jak już do niego dotrzecie, nie będziecie wiedzieli, co powiedzieć. Wbije was w siedzenie!
Poczynania bohaterów są czasem niezrozumiałe, szczególnie Willa. Niestety, zachowuje się on czasem bardzo..niefajnie, żeby nie powiedzieć "jak dupek". Niestety, nie mogę wam przybliżyć sytuacji, więc będę musiała zostawić ten temat. 

"Mężczyzna może mówić kobiecie setki razy, że ją kocha, aż mu język zdrętwieje. Słowa nic dla niej nie znaczą, jeśli się bije z myślami i jest pełna wątpliwości. Musisz jej tego dowieść. "

Kurcze, jak trudno zrecenzować książkę, kiedy niewiele można o niej powiedzieć. No cóż, książkę czytało mi się bardzo dobrze, postacie wciąż bardzo lubię i interesują mnie ich dalsze dzieje (dlatego czytam właśnie trzeci tom serii). Jestem szczęśliwa, że trafiłam na tę serię, bo dawno nic mnie tak nie wciągnęło. Historia Lake i Willa, a także ich przyjaciół- Eddie, Gavina, Cauldera i Kela oraz najnowszych dodatków do gangu- Kiersten oraz jej mamy zostaną ze mną na dłużej i jeśli kiedyś będę miała trochę pieniędzy na zbyciu, zdecydowanie zakupię tę serię. 

Polecam wam tę serię i zachęcam do przeczytania. Nawet jeśli nie jesteście fanami takich powieści, "Slammed" oraz "Point of Retreat" mają tak świetnie zarysowanych bohaterów i interesujące fabuły, że myślę, że wam się spodobają. Nawet jako coś odmóżdżającego, bo umówmy się, to nie są skomplikowane i głębokie książki, ale warto dać im szansę. 

OCENA: 8/10




piątek, 22 maja 2020

#100: Portret Doriana Graya (Oscar Wilde) - recenzja




Witajcie ludziki! Miałam pisać częściej ale jak to w życiu bywa, nie zawsze jest tak, jak tego chcemy. Przez ostatnie tygodnie pracowałam nad moimi zaliczeniami semestralnymi i choć było ciężko, to jestem dumna z efektu mojej pracy. No, przynajmniej jednego z nich. 
Dziś przychodzę do was z  krótką recenzją książki " Portret Doriana Graya". Bez zbędnego gadania, przejdźmy do tego, co chcę powiedzieć. 

Tytuł: The Picture of Dorian Gray
Autor: Oscar Wilde
Tłumacz: Maria Feldmanowa
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 276

Jestem zawiedziona. Nawet nie macie pojęcia jak bardzo. 
Słyszałam tyle dobrego o tej powieści- o barwnym języku, świetnych bohaterach, mrocznej tajemnicy i uniwersalnych prawdach w niej skrytych. Choć zgadzam się co do barwnego języka, bo książka jest naprawdę pięknie napisana, to niestety uważam, że jest ona przegadana. Dialogi, choć wspaniałe, wysokich lotów i z mnóstwem genialnych fragmentów, nad którymi można by dumać godzinami, w którymś momencie stają się nużące i irytujące. Bohaterowie pierwszoplanowi są faktycznie dobrze napisani ale co z tego, jeśli wszystkie drugoplanowe postacie dostają linijkę albo dwie na przedstawienie, po czym znikają, jakby ich istnienie nie miało znaczenia. Możecie się ze mną kłócić, że może faktycznie nie mają znaczenia w ogólnym rozrachunku ale to nie prawda! Prawie każda ze wspomnianych osób została w jakiś sposób skrzywdzona przez Doriana Graya, ale w jaki sposób? Tego już się nie dowiadujemy. Uwierzcie mi, wolałabym czytać o złych uczynkach Doriana, zamiast zgłębiania się w to, jacy mężczyźni są wspaniali w swojej istocie, jak piękni i mądrzy, zaś kobiety głupie i brzydkie. I nie czepiam się tutaj samego faktu, że autor ewidentnie przelał na papier swoje uwielbienie do mężczyzn. Przeszkadza mi to, że dostajemy czasem cholernie długie wypowiedzi jednego z bohaterów na tematy kompletnie niezwiązane z głównym wątkiem fabularnym, tematy niepotrzebne i poruszane tylko i wyłącznie dlatego, że pan Wilde zdecydował się wylać swoje żale na karty tej powieści.



Nie byłby to taki wielki problem, gdyby nie to, w jaki sposób zbudowana jest fabuła. Początek jest interesujący, poznajemy bowiem Doriana jako młodego człowieka, który cieszy się życiem arystokraty uwielbianego dzięki swojej urodzie. Doriana, który jest zakochany w pięknie i sztuce. Zostaje mu namalowany przepiękny portret, na którego widok Gray wypowiada życzenie, by obraz się starzał, a nie on. Jak możecie się domyślać, tak się dzieje. Niestety, wtedy właśnie przechodzimy w środkową część książki. Ta część jest nudna, przegadana i daje poczucie niedosytu, bo choć jest mówione o tym, jak Dorian zmienił się przez lata w okropną osobę, która niszczy wszystko, czego się dotknie, nie dostajemy żadnych szczegółów. Nie wiemy co takiego robił kolejnym wymienianym bohaterom, nie wiemy w jaki konkretny sposób wpływał na nich, że źle kończyli. Nie dowiadujemy się absolutnie niczego ważnego ale dostajemy całe rozdziały poświęcane rozmyślaniom nad życiem i jestestwem. Albo takie mówiące o tym, jak to nie warto kochać, świat jest zły, a obiad smakuje lepiej jak się ma dobrego kucharza. No wiecie, bo po co dać czytelnikom faktyczne informacje skoro można zapełnić kolejne kartki paplaniną nie prowadzącą absolutnie donikąd. 
Jeśli myślicie, że chociaż zakończenie jest dobre- nie, nie jest. Jest za szybkie, głupie i naprawdę ciężko uwierzyć w to, że człowiek, który zrobił "tyle złego" nagle pragnie być dobry. No po prostu... nie. 

Wybaczcie mi, jestem na siebie wściekła, że spędziłam tyle czasu łudząc się, że może jednak ta książka będzie dobra. Może to tylko jeden słaby rozdział. Może to tylko słabe 50 stron. 
Jeśli chcecie, możecie po tę powieść sięgnąć ale tylko i wyłącznie dla barwnego języka i cytatów. Niczego więcej. Przykro mi, nie mogę wam polecić tej pozycji. 

OCENA: 6/10 za język i cytaty





środa, 29 kwietnia 2020

TOP 3: Ulubionych ścieżek dźwiękowych Demetrii

Hejka ludziki! Choć od dwóch dni męczę się z bólem głowy, nie powstrzymuje mnie to przed noszeniem na głowie słuchawek i słuchaniu muzyki 24/7. Muzyka towarzyszy mi cały czas i dlatego właśnie postanowiłam zrobić serię TOPek, w których podzielę się z wami moimi ulubionymi piosenkami albo całymi albumami, które bardzo lubię. Na przestrzeni ostatnich lat zrobiłam kilka takich zestawień. Oto one:

Dzisiejsza lista zawierać będzie tylko trzy pozycje ale nie martwcie się, już niedługo wrócę z kolejną porcją soundtracków, które uwielbiam.

1. "Piraci z Karaibów. Na krańcu świata"

Kompozytor: Hans Zimmer
Rok wydania: 2007
Wytwórnia: Walt Disney Records

Uwielbiam "Piratów z Karaibów", szczególnie pierwsze trzy części. Uważam, że są to świetne filmy ale nie miałyby one takiego klimatu, gdyby nie doskonałe utwory muzyczne stworzone przez Hansa Zimmera do tego filmu. Bez utworów takich jak "Up is Down", czy "Hoist the Colours", "Piraci..." nie byliby tym, czym są. Ta ścieżka dźwiękowa jest bardzo charakterystyczna i dynamiczna, i za to ją lubię. Plus, zawsze przypomina mi ona te wszystkie śmieszne sytuacje z Jackiem Sparrowem i jego załogą. 



2. " Zmierzch" 

Kompozytor: Carter Burwell
Rok wydania: 2008
Wytwórnia: Atlantic Records

Będę z wami szczera. Gdy byłam w gimnazjum, byłam mega fanką sagi Zmierzch. Normalnie wszystko miałam z logo Zmierzchu! Uwielbiałam historię, bohaterów, aktorów wychwalałam pod niebiosa. Po latach widzę, że film jest po prostu zły, a historia przygłupawa. Ja to wiem. Dopiero teraz dostrzegłam jednak, że choć film jest jaki jest, to ścieżka dźwiękowa do niego jest naprawdę dobra! I nie mówię tu o piosenkach, a o utworach muzycznych takich jak " The Lion fell in love with the Lamb", czy " Bella's Lullaby", które są według mnie rewelacyjne. Z resztą, sami oceńcie. 



3. "Epoka Lodowcowa 2: Odwilż"

Kompozytor: John Powell
Rok wydania: 2006
Wytwórnia: Varèse Sarabande

Powiem szczerze, że żadna ze ścieżek dźwiękowych do kolejnych części Epoki Lodowcowej nie podoba mi się tak, jak ta. Może jest to związane z faktem, że jest to też mój ulubiony film z całej serii. Muzyka jest zabawna, wręcz figlarna i bardzo ekscytująca. Uwielbiam też piosenki napisane do tego filmu, a tekst jednej z nich w polskiej wersji- "Dziób pełny mieć dziób, już widzę kotleta"- to złoto!



To już wszystko na dziś! Mam nadzieję, że przesłuchacie pełnych ścieżek dźwiękowych do filmów, które wymieniłam. Warto!

niedziela, 19 kwietnia 2020

#99: Slammed ( Colleen Hoover) - recenzja

Hej ludziki! Dzisiejsza recenzja nie będzie zbyt długa, bo nie widzę sensu w laniu wody, gdy dobrze wiem, co chcę wam powiedzieć. Zrobię to więc krótko i zwięźle.

Polski tytuł: Pułapka uczuć/ Slammed
Autor: Colleen Hoover
Tłumacz: Katarzyna Puścian
Wydawnictwo: YA!
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 282

Lake przeprowadza się do Michigan wraz z mamą i młodszym bratem, by zacząć nowe życie po tym, jak kilka miesięcy wcześniej straciła ojca. Pierwszego dnia w nowym miejscu poznaje ona Willa- przystojnego sąsiada z naprzeciwka. Kilka spotkań i pocałunków daje Layken nadzieję, że wszystko będzie dobrze, a ona znów zazna szczęścia. Wtedy właśnie na światło dzienne wychodzi coś, co rozbija plany zakochanej dwójki w drobny mak. Sytuacja wydaje się być kompletnie nierealna ale to nie ostatnia niespodzianka, z jaką Lake będzie musiała się zmierzyć. 

Z panią Hoover spotkałam się już wcześniej dwa razy. Dwa razy zakochałam się w jej sposobie pisania, dwa razy płakałam czytając powieści przez nią napisane. " Hopeless" (kliknij by przejść do recenzji) oraz " Losing Hope" to wciąż jedne z moich ulubionych książek, dlatego ucieszyłam się, gdy nadarzyła się szansa przeczytania "Slammed", kolejnego tworu Colleen. Oczekiwania miałam wysokie. Czy zostały spełnione?

Nie będę owijała w bawełnę i udawała, że może było coś, co nie podobało mi się w tej powieści. Nie byłoby to fair. Jestem nią zachwycona! Kocham każdy jej element, od fabuły, przez bohaterów, do okładki. Nie wiem nawet od czego zacząć jej opisywanie. Brak mi słów, jestem w kompletnej emocjonalnej rozsypce. Aż się boję zabierać za drugi tom!

Z początku myślałam, że będzie to zwykły romans między Layken, a Willem. Jasne, wątkiem pobocznym była śmierć taty dziewczyny i przeprowadzka, która niespodziewanie okazała się ważną częścią książki ale generalnie nie oczekiwałam niczego, co doprowadzi mnie do stanu, w jakim teraz jestem. Oj, nieźle się zdziwiłam. Nie mogę wam powiedzieć, co właściwie się wydarzyło, bo byłby to ogromny spojler ale musicie uwierzyć mi na słowo. Ta książka to rollercoaster. Początek jest niczym pójście na obiad do babci z obietnicą, że zjecie tylko zupę. Już po kilkunastu minutach babcia daje wam dokładkę, drugie danie, ciasteczko, serniczek i pierdyliard dolewek herbaty, a gdy się żegnacie chce wam się płakać, bo tyle zjedliście i nie czujecie się z tym źle, bo to wszystko było genialne. Takie właśnie było czytanie tej powieści. Już po kilkunastu stronach autorka wyrwała mi serce zwrotem akcji. Potem było tylko gorzej. W sensie, dla mnie było super ale głównej bohaterce zrzucono worek cegieł na głowę. Jeju, jak ja strasznie mam ochotę wam powiedzieć, co się wydarza... ale nie mogę.

"Ktoś ich kiedyś o to zapytał. (...) Zadał im pytanie o ich poezję. O to, czy nie jest im ciężko ponownie przeżywać swoje słowa podczas każdego występu. Odpowiedzieli, że chociaż sami mają to już pewnie za sobą- nie myślą o osobie lub wydarzeniu, które było inspiracją dla ich słów w danym momencie- nie znaczy to, że ktoś inny słuchający ich utworów akurat w tym nie tkwi. Więc co z tego? Co z tego, że złamane serce, o którym pisaliście w zeszłym roku, nie jest już złamane? Być może czuje się tak teraz osoba siedząca w pierwszym rzędzie. To, co czujecie w danym momencie, oraz osoba, do której serca możecie trafić swoimi słowami za pięć lat- to powody, dla których pisze się wiersze. "

Dobrze, przejdźmy do postaci. Uważam, że zostali oni wykreowani świetnie, a jeśli czegokolwiek im brakuje, to mam przed sobą jeszcze dwie części tej trylogii, także myślę, że się wszystkiego o nich dowiem. Jak na razie mogę stwierdzić, że absolutnie ubóstwiam młodsze rodzeństwo Layken i Willa. Obaj chłopcy byli wprost przeuroczy, choć ich charaktery nie zostały bardzo rozwinięte. Z Layken miałam love-hate relację, bo chociaż z początku bardzo ją lubiłam i byłam wobec niej wyrozumiała, tak później odrobinę irytowało mnie jej zachowanie. Wciąż jednak byłam w stanie jej to wybaczyć. To samo tyczy się Willa. Był wspaniałym chłopakiem i fakt, że zajął się wychowywaniem swojego brata po śmierci ich rodziców niezwykle mi zaimponowało. Przewracając kolejne strony przestawałam go rozumieć, ale nie było w tym nic dziwnego, bo wiedziałam tyle, co Lake(skrót od Layken). Dopiero zakończenie pozwoliło mi zobaczyć ich oboje w innym świetle i w obojgu się zakochałam.

Pobocznym bohaterem, o którym chciałabym wspomnieć jest Eddie. Myślę, że każdy chciałby mieć taką przyjaciółkę, jaką była Eddie, której pogodne usposobienie wprawiało wszystkich jej znajomych w dobry nastrój. Sama przeszła w życiu przez wiele rodzin zastępczych i choć nie dała tego po sobie poznać, skrywała w sobie żal do jej rodziców. Mimo to, potrafiła podać pomocną dłoń Lake, kiedy ta jej potrzebowała i kiedy na światło dzienne wypłynęły tajemnice, które mogłyby zawalić cały świat Layken i Willa. Eddie stała przy boku swojej przyjaciółki i potrafiła ją podbudować, ale też sprowadzić na ziemię, jeśli taka była potrzeba. Była rewelacyjną postacią i na pewno na dłużej zostanie w mojej pamięci.

No, to teraz przyszła pora na zakończenie. Ja nie płakałam. Ja ryczałam kończąc "Slammed", czy też "Pułapkę uczyć". Nie mogę wam zdradzić dlaczego ale powiem wam, co mnie tak poruszyło. Połowiczny happy end to jedna sprawa ale powód, dla którego rozpłynęłam się w kałuży łez jest sposób, w jaki mama zwracała się do Lake. Chodzi mi tu o zwrot "moje słoneczko". Moja mama się w ten sposób do mnie zwraca, a wydarzenia pomiędzy Lake, a jej mamą bardzo mną poruszyły i uświadomiły mi, jak bardzo kocham i tęsknię za moją mamą, choć rozmawiamy prawie każdego dnia, a dzieli nas tylko kilka krajów. Dało mi to do myślenia, a właściwie zmusiło do przemyśleń na temat tego, jak wdzięczna jestem mojej mamie za to, że mnie wychowała na osobę, jaką jestem i za to, że jest przy mnie każdego dnia, choć ostatni raz widziałyśmy się w styczniu.

Zanim skończę, chciałabym dodać jeszcze, że świetnym pomysłem autorki było wprowadzenie wierszy pisanych przez bohaterów. Pozwalało mi to na doświadczenie ich emocji poprzez sztukę, dzięki której wyrażali siebie. Bardzo duży plus dla Colleen Hoover!

OCENA: 10/10

No, to wszystko na dzisiaj. Miało być krótko, a wyszło jak zawsze. Przepraszam, że nic ostatnio nie wstawiałam ale nie miałam w sobie życia. Dosłownie, byłam w stanie tylko podnieść się z łóżka, zrobić kawę, wypić ją i iść znów spać. Niezbyt produktywnie ale co zrobić.

Życzę wam miłego dnia i jeszcze lepszego tygodnia. :)




niedziela, 12 kwietnia 2020

#98: Chaos. Oryginalny Serial Empik Go - recenzja audiobooka

" Chaos" nadchodzi....




Na podstawie książki " Szczury Wrocławia. Chaos"
Liczba odcinków: 13
Czas trwania: 9,5 godziny ( razem)
Autor: Robert J. Szmidt
Adaptacja scenariusza: Magdalena Zych
Realizacja dźwięku: Maciej Zych, Patryk Morawski, Krzysztof Czeczot
Muzyka: Maciej Zych, Wojciech Błażejczyk
Lektor: Mariusz Bonaszewski







Ludziska, ja nie wiem czy ja będę w stanie napisać tę recenzję tak, by miała ona sens. Będzie ona miała trochę inną formę niż zazwyczaj ale myślę, że mi wybaczycie. Jest druga w nocy, a ja właśnie skończyłam przesłuchiwanie ostatniego odcinka serialu " Chaos" który, przepraszam za słownictwo, rozpieprzył mi system! Nigdy jakoś nie byłam fanką audiobooków czytanych przez jednego lektora ale zawsze lubiłam słuchowiska. Dlatego właśnie postanowiłam dać szansę temu stworzonemu na zlecienie Empik Go. Dałam szansę i ....

Przepadłam. 
Serial ten składa się z 13 odcinków, z czego każdy trwa ponad 40 minut. Jakimś cudem przesłuchałam wszystkie w ciągu dwóch dni. Powiem szczerze, że pierwszy odcinek wbił mnie w siedzenie. Potem odrobinkę się nudziłam przez jeden, może dwa odcinki. Myślałam, że " Chaos" zacznie mnie nudzić i go sobie odpuszczę. Oh, jak bardzo się myliłam. Jak już zaczęło się dziać, tak nie mogłam się oderwać i cisnęłam, aż się kurzuło! O ile mogę tak powiedzieć. Hordy zombie, rządowe potyczki, tajemnice i hektolitry flaków i krwi. Czego chcieć więcej!

Prawdą jest, że przy trzecim odcinku zapomniałam już kto jest kim i rozpoznawałam postacie po głosach aktorów, których w tym serialu jest naprawdę wielu. Takie nazwiska jak Piotr Adamczyk, Mariusz Bonaszewski, czy Jacek Braciak to tylko początek. Gwarantuję wam, będziecie zachwyceni słysząc znane wam głosy, a ich gra aktorska, a właściwie to jak niesamowicie grają swoimi głosami powali was na kolana!

Właśnie zdałam sobie sprawę, że nie napisałam wam, o czym ten audiobook jest. Oto opis ze strony Empika:

"Oryginalny Serial Audio Empik Go w technologii dźwięku 3D
Ze strachu zerwiecie słuchawki z uszu!
Miasto ogarnął CHAOS!
Jest rok 1963. Wrocław. W Państwowych Zakładach Lotniczych giną ludzie. Wybucha panika. Milicja Obywatelska musi zmierzyć się z dziwną plagą atakującą miasto.
Opowieść początkowo oparta na faktach przeradza się w alternatywną historię. Historię wybuchu epidemii, która zamienia się w coś znacznie bardziej potwornego. Zmarli powstają jako nieumarli odmieńcy, a ludzkość staje w obliczu niewyobrażalnego zagrożenia. Kto wygra? Ludzie czy zombie?
Serial „Chaos” jest adaptacją pierwszej powieści Roberta J. Szmidta z cyklu „Szczury Wrocławia” wydawanego od 2015 r. przez wydawnictwo Insignis. To pełnokrwista polska apokalipsa zombie i nowatorski eksperyment literacki – na kartach powieści giną rzeczywiste osoby, wylosowane przez Autora spośród kilkutysięcznej rzeszy czytelników, skupionych wokół poświęconego książce profilu społecznościowego.
Pierwsza superprodukcja Empik Go zrealizowana w technologii binauralnej z niespotykanym dotąd rozmachem."
No, ja nie wiem jak was ale mnie ten opis zachęcił. Może nie będę przesłuchiwała tego serialu po raz kolejny ale obiecuję wam, że przeczytam drugą część serii książek " Szczury Wrocławia". "Chaos" opiera się na pierwszym tomie. Mówię 'opiera', dlatego że nie wiem dokładnie, jak duża część powieści została użyta. Przeczytałam gdzieś, że wykorzystano tylko główną linię fabularną. No niestety, nie mam na razie jak tego sprawdzić, bo Empik Go udostępnia w ramach mojego abonamentu jedynie " Chaos" i drugi tom serii książek.



Słuchajcie, jestem w takich emocjach, że normalnie aż mi się coś wyrywa! Jestem zdziwiona, że aż tyle udało mi się napisać. Ja wiem, że ta recenzja jest niezwykle chaotyczna ( Chaos? Chaotyczna? Takie to śmiszne!) ale poprzez pisanie jej w takim stanie chciałam wam udowodnić, dlaczego warto zabrać się za to słuchowisko. Chciałam pokazać, co " Chaos" potrafi zrobić z człowiekiem.
Jest zwyczajnie nieziemski! Gdybym oceniała książkę, prawdopodobnie oceniłabym ją trochę niżej ale ze względu na to, że biorę pod uwagę całokształt audiobooka, czyli fabułę, głosy, kreację bohaterów, szaleństwo i opisy zombie, itd., moja ocena to:

9/10


Możecie posłuchać pierwszego odcinka za darmo i zdecydować, czy warto słuchać dalej. :)






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...