Witajcie ludziki ( tak, wracam do ludzików)! Zaczęłam uporządkowywać pliki na moim laptopie i całkiem przypadkiem znalazłam tę oto recenzję filmu "Herkules" z 2014 roku. Stwierdziłam, że co się ma zmarnować, dlatego wrzucam ją na bloga.
Cofnijmy się więc do 2014 roku i piętnastoletniej Demetrii siadającej do komputera zaraz po powrocie z kina, by napisać...
Nie
marnując słów i pięknej białej kartki ,,maszynopisu”,
rozpocznę recenzję filmu, na który wybrałam się razem z rodziną
trzynastego sierpnia.
,,
Herkules” to kolejna reinterpretacja klasycznego mitu. To opowieść
o losach Herkulesa wygnanego z Aten i poszukującego ukojenia w walce
i byciu najemnikiem. Razem ze swoją ,, Drużyną Pierścienia”
zostaje zatrudniony przez dobrego króla Tracji, który później
okazuje się być złym władcą. Bohater ma wyszkolić armię,
obronić ludność i króla przed domniemanym najeźdźcą. Jak
można by się domyślić, udaje mu się. W pewnym momencie jednak
bohater zdaje sobie sprawę, że został oszukany, a dobry/zły król
sam pragnie podbić inne ziemie oraz ludy i zawładnąć całą
Grecją. Postanawia zniweczyć plany byłego pracodawcy. W między
czasie dowiaduje się, kto zabił mu rodzinę, poznaje piękną
królową i niszczy posąg nienawidzącej go bogini.
Już
w pierwszych minutach filmu zostaje nam podany na ekranie jak na
talerzu wzór drużyny, który możemy zauważyć również w innych
produkcjach takich jak ,, Thor”, ,, Fantastyczna czwórka”, czy
też ,, Avengers” . Między kilkoma dzielnymi wojami odnajduje się
jedna dzielna wojowniczka, która podbija nasze serca. Pokazuje, że
kobieta też potrafi walczyć o swoje, nie poddawać się i równie
dobrze jak mężczyźni władać mieczem lub inną bronią.
Grze
aktorskiej Dwayne’a Johnsona- filmowego Herkulesa nie można nic
zarzucić. Jego rola jest bardzo wiarygodna, choć na twarzy bohatera
malują się wciąż te same emocje: radość, gniew, smutek.
Naprawdę
bardzo dobrym pomysłem była zmiana koncepcji bohatera antycznego i
przedstawienie go jako czułego ojca, któremu rodzinę zabił król
Aten zazdrosny o uwielbienie ludu. Dzięki temu bohater nie stał się
kolejnym ,, mięśniakiem” pozbawionym uczuć.
Wciąż powstają filmy w
technice 3D. Nie wszystkie te efekty są przekonujące, a niektóre
niepotrzebne jak w ,,Hobbicie’’. Tym razem nie sprawiły, że
film stał się sztuczny, tylko dodały mu uroku. Nie raz, nie dwa
nieświadomie widz uchylał się przed strzałą, oszczepem, czy tez
ostrymi zębami Lwa Nemejskiego. co sprawia, że adaptacja jest
bardziej realistyczna.
Wprowadzenie
bohaterów dziecięcych, przedstawienie ich dramatycznych losów
oddziałuje na emocje odbiorcy. Wiele brutalnych scen z udziałem
dzieci łapie za serce i przypomina, że na wojnie zawsze są ofiary,
bardzo często nawet tak bezbronne.
Fabuła
luźno traktuje mit jak i samego bohatera. Raz wprawia nas w strach,
a raz bawi komizmem sytuacji i postaci. Wróżbita wyczekujący na
śmierć, która wcale nie zamierza przyjść tak szybko jest tego
przykładem.
Tak
naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Są może trzy rzeczy,
które nie podobały mi się w filmie. Pierwszym z nich, według mnie
najważniejszym, jest zmiana imienia głównego bohatera. Na samym
początku narrator mówi, że matka Heraklesa dała mu to imię na
cześć bogini Hery. Kiedy jednak zaczyna opowiadać o dorosłym
mężczyźnie, zostaje zmienione na rzymskie Herkules i wymawiane
przez innych ludzi aż do ostatniej sceny. Podejrzewam, że ma to
związek z przywiązaniem się populacji XXI wieku do jego rzymskiej
wersji, choć skoro rzecz dzieje się w starożytnej Grecji powinno
zostać to pierwsze.
Drugą
i ostatnią rzeczą jest ucięty wątek. Wiele osób mogło nie
zwrócić na niego uwagi, aczkolwiek ja uważam, że wprowadzenie
postaci Resosa, który przez pierwsze pół godziny filmu pojawia się
i znika jak Józek z piosenki zespołu Bajm było totalnym
niewypałem. Bohater, o którym na początku dowiadujemy się kilku
ciekawych rzeczy później zostaje pojmany, związany, wypowiada
kilka zdań i znika równie szybko jak się pojawił pozostawiając
wielką przepaść niekończącej się historii, której widz nigdy
nie pozna.
Oprócz
tych dwóch minusów nie wartych ani jednej złotej greckiej drachmy
i fabuły prostej jak budowa cepa, film ogląda się bardzo
przyjemnie. Myślę, że autorzy, reżyserzy, czy też scenarzyści
chcieli przede wszystkim pokazać, że ,, nie trzeba być półbogiem,
żeby być bohaterem”, co może być przesłaniem dla ludzi XXI
wieku. Polecam tym, którzy nie liczą na arcydzieło zasługujące
na Oscara, ale na lekki film przygodowy dla całej rodziny.
8/10